Wsiąść w sukni z kołem do samochodu to nie lada wyzwanie

ale dojechaliśmy, a ile śmiechu było w drodze… Byliśmy jakieś 15 minut przed czasem pod kościołem, ale był czas na przywitanie się z gośćmi, którzy dopiero pod kościół dojeżdżali, natomiast nasi świadkowie poszli podpisywać papierki… mnie oczywiście znów się wypiął welon, na szybko mi go znów kuzynki wpinały… co się potem podczas mszy okazało- wpięły go dłuższą warstwą na wierzch, a krótszą pod spód, czyli odwrotnie, dopiero po przysiędze zauważyła to moja siostra

…
Kazanie które nam ksiądz powiedział rozśmieszyło nas i wszystkich gości, było bardzo krótkie, ale co nieco zostało mi w pamięci: mówił, że z tego co pamięta to marzy nam się 7 dzieci, a my pokręciliśmy głowami że nie, a on na to, no tak, to Ci poprzedni chcieli 7, a wy 5! Wesoło było
