O 11.00 w zasadzie wszystko gotowe. Nagle dzwoni telefon - florystyka: nie chcą jej wpuścić do knajpy! Jak to nie chcą? Przecież właściciel obiecał, że nie będzie z tym problemów!!! Dzwonię do niego. Okazuje się, że już wszystko załatwione.
Kolejny telefon: Maciek. Mówi, że pozostaje mu tylko się ubrać. No ale ciągle nie ma mojego brata! Utknął w jakimś korku przed Siewierzem. No tak. Nasz świadek spóźni się na ślub. Klops.
Na szczęście o 12. 3o przyjeżdżają. Wojtek i jego dziewczyna Marta. To ona pomoże mi się ubrać, bo Mama nie bardzo jest w stanie cokolwiek zrobić. Widzę miny Rodziców i ich zdenerwowanie udziela mi się.
Kiedy wkładają na mnie sukienkę - zaczynam płakać. Jeszcze tylko raz tego dnia to mi się przydarzy. Nie wiem dlaczego, ale jak już miała tą sukienkę na sobie, rozkleiłam się. Dotarło do mnie, co się tak naprawdę za chwilę wydarzy…