Sobota.
Do mojej świadomości dobiega dźwięk telefonu. Jesteśmy w domu w trójkę, ja i moi Rodzice. Patrzę na stolik obok mojego łóżka - mój telefon milczy. Wzrok zahacza o zegarek - 5 - ta rano!!! Rany boskie, kto może o tej porze coś chcieć??? Słyszę zaspany głos Mamy: tak Pani Basiu, Wojtek za chwilę u pani będzie po te ciasta. No tak, wszystko jasne. Mój brat miał być u babeczki, która przygotowuje ciasta do paczek dla gości. A on pewnie jeszcze śpi! Za chwilę telefon dzwoni znowu: Wojtek już dojechał, odebrał. Teraz trzeba te ciasta tylko jeszcze dowieźć do Chorzowa, a to ponad 100 kilometrów.
Tłukę się na łóżku, ale co to? Gdzie ten wczorajszy stres??? Zostało po nim tylko wspomnienie

Jest 6 - ta. Nie chce mi się wstawać, chociaż czuję już zapach świeżej kawy dobiegającej z kuchni. No tak, Mama wie, jak mnie obudzić. Wchodzą Rodzice z bukietem kwiatów i życzeniami. Racja. Kończę przecież dzisiaj 29 lat

Jest pięknie. Słońce świeci, ja czuję się wspaniale, a za 8 godzin mój ślub…