My trafiliśmy na jakieś inne nauki w takim razie, bo księża w ogóle nie poruszali tematu seksu, a o planownaiu rodziny było raczej na wesoło, tzn,że jak facet spłodzi dziecko to nie wystarczy, musi być jeszcze ojcem i pomagać kobiecie

I raczej życiowe anegdotki były śmieszne, że np domy starców są zemstą za żłobki, bo to w tym okresie rozwija się największa więź miedzy rodzicem, a dzieckiem, itp
Było też o tym,że kobiety i faceci myślą inaczej, tzn jak kobiety spytasz się "co się stało, o czym myślisz" a ona odpowie,że nic i o niczym, to wiedz,że coś się stało, a w jej głowie kłębią się setki myśli, jak facet na to samo odpowie, tak samo, to znaczy,że faktycznie o niczym nie myśli

I tak jest na prawdę
Na jednych naukach ksiądz opowiadał historię dziewczyny, która tak bardzo planowała swój ślub, ze wszystkimi szczegółami,że zapomniała się cieszyć tym dniem, bo ważniejsze były motyle czy fontanna czekoladowa.... I to dało do troszkę do myślenia, więc jak bliżej ślubu zaczynała mi się włączać bridezilla to sobie przypominałam tamtą historię i troszkę odpuszczałam i nie dałam się zwariować w tym natłoku pracy i dodatkowo planowaniu ślubu...
Na tych naukach co byliśmy nie było nic średniowiecznego, temat seksu przedmałżeńskiego nie był w ogóle poruszany, i praktycznie nic o bogu nie było poruszane, może po prostu tarfiliśmy na fajnych księży, bardziej życiowych, którzy nie chcieli zanudzać i chcieli być cool...
Poradnia za to była masakryczna.... każdy wie jak robić dzieci i jak wygląda śluz płodny a jak nie płodny i kiedy jest owulacja i jak są zbudowane narządy.... blahhhh 2 godziny masakrycznych nud- powtórka z lekcji biologii z LO