Jako żem babsztyl stary, więc i doświadczony, to tez przykładów z zycia troche, ale raczej w obronie żartobliwych położnych i lekarzy. Wiele razy byłam w szpitalu i zdecydowanie wole uśmiechniętą - sorry Lilian - obsługe, niz nadentą siostrzyczke lub lekarza, który wyznaje teorie, że milczenie jest złotem.
Przy obu moich porodach było miło i właśnie dowcipnie, choc opinie o rodzeniu "w tamtych czasach" są jak najgorsze. Pan doktor, ktory mnie szył po porodzie miał katar, siedząc między moimi nogami co chwile sięgal po chusteczkę i wyrażnie do mnie sie zwracał z żartem, że ma strasznie zakichana robote, nie omieszkając zapytac - także żartobliwie - czy szyc jak go uniwersytety wyszkoliły, czy specjalnie dla meża
Dwie studentki. które szkoliły sie przy moim porodzie - jak to młode dziewczyny - także chichotały co rusz. Mnie przez to tez było weselej i mniej nudno. Razem nawet naśmiewałyśmy się z kobitki rodzącej obok, bo był styczeń a ona miała nogi tak czarne z brudu. jakby dopiero wróciła z pola

A rodziła 4 dziecko. akcja porodowa przebiegała bardzo szybko więc nikt ją pod prysznic nie zdążył wysłac.
O ile zarty są delikatne i na poziome - to ja jestem jak najbardziej ZA. Mogą bowiem rozładowac napięcie i poprawić humor rodzącej, nawet cierpiącej z bólu.
