Wrrr wywalilo mi posta wiec teraz bedzie krótko

Kasia, przeczesując neta ad sprawy chłopca znalazłam info z ośrodka gdzie konsultowano chorobę Małego. To byla strona anglojęzyczna.
Znana była choroba chłopca (jak rozpsywano sie w polskim internecie), nie znana była mutacja genu, która spowodowała tę chorobę. Ale nikt nie poodawał w wątpliwość tego, że jest to choroba wrodzona.
Co do lekarzy pierwszego kontaktu. Jakis czas temu ja i mąż: katar, kaszel, bol glowy....no Stary juz umieral

Poszlismy do przychodni bo mialam urlop, nie chcialo mi sie jechac do Medicavera. Weszlam do pierwszej lepszej lekarki, w życiu kobiety na oczy nie widziała, ale na moje oko ledwo studia skonczyla....i co dostalismy z mężem: witaminę C i ewentualnie jak bardzo bedzie boleć to Imuprom i zajadać się kaszą jaglaną! MYślałam, ze zemdleje! Ja, przeciwniczka antybiotyków, chcialam dostać antybiotyk, tak źle się czułam....a ona mi witaminę C!!!! Oczywiście miala rację. Po 3 dniach bylismy cali i zdrowi.
Kolejna sytuacja. Poszlismy z Tymkiem na bilans dwulatka, siedzimy w poradni dzieci zdrowych. W tym czasie, jakies kilka dni wczesniej po internetach zaczela chodzic informacja, ze sa nowe badania ze dzieci nie powinny pic soków do któregoś tam roku życia.
Otwierają się drzwi, nasza ulubiona pediatra żegna się z Małym pacjętem (takim malym, malym niemowlakiem) i na odchodne mówi mamie: proszę pamiętać, żadnych soków to najnowsze doniesienia

, żadnej wody, tylko pierś. Znowu prawie padłam!
Moim zdniem.
Jak się człowiek sparzy to potem jest podejrzliwy to na pewno, ale warto konsultować każdą diagnozę. Co staram się czynić za każdym razem jak się sparzyłam.
Mam dwóch pediatrów i jak nie jestem pewna jednego, wloke dzieci do drugiego (który prawie zawsze potwierdza to co mówił pierwszy).