Witam wszystkich serdecznie w mojej relacji ze ślubu i wesela. Nie wiem od czego zacząć... wszystko było tak cudowne i bajkowe, że ACH:-))
Mniej więcej przed ślubem:
Dzień przed ślubem był wypełniony zajęciami co do minutki. Od rana zajeliśmy się dopinaniem wszystkich przygotowań na ostatni guzik. Wzieliśmy ostatnią lekcję tańca, poem pojechaliśmy do hurtowni po kwiatki do kościoła. Następnie pojechaliśmy z Darusiem do kościoła. Posprzataliśmy i udekorowaliśmy sami cały kościół. Zajęło nam to sporo czasu, początkowo byliśmy nieco wkurzeni, że nikt nam nie pomógł, albo, że nie wynajeliśmy firmy dekorującej. Potem jednak jak zobaczyliśy efekt końcowy byliśmy pod takim wrażeniem, że zeszło z nas napięcie. Między pracami kościelnymi wyskoczyłam na ślubny manicure do pani Leny (dobrze, że mam tak blisko do niej
). Potem musieliśmy iść do przedslubnej spowiedzi. Następnie pędem pojechaliśmy do Gryfina po ciasta, które zawieźliśmy na salę, potem jeszcze ostatnie zakupy w Geancie - głównie owoce, to wszystko zawieźliśmy na salę, a potem jeszcze raz do mnie do domu po alkohol, soki i inne zakupy i zapakowaliśmy auto Darusia i moje i zawieźliśmy wszystko na salę. Było już ok. 23 jak zjedliśmy śniadanie - tak, po raz pierwszy jadłam śniadanie o tej godzinie, bo przez cały dzień nie mieliśmy ani minutki czasu. Następnie pożegnaliśmy się z Darusiem - obiecaliśy sobie, że ostatnią noc spędzimy w osobnych domach. Ja po powrocie do domu zrobiłam jeszcze koronę nad drzwi frontowe i paczuszki z cukierkami na bramy. Potem się wykąpałam i poszłam spać - była 2 w nocy.
Dzień Ślubu:
Wstałam ok. 5, przygotowałam jeszcze kilka rzeczy, zjadłam śniadanko i wypiłam pyszną herbatę przygotowaną dla mnie przez dziadka. Potem zawiesiłam jeszcze koronę nad drzwiami, wziełam prysznic i pojechałam do fryzjerki, bo byłyśmy umówione na 8.00 - tzn. mi się wydawało, ze się umówiłyśmy na 8, a na prawdę byłyśmy umówione na 8.30 - dlatego na początku jak przyjechałam i salon był zamkniety to nieco się przestraszyłam - już myślałam o tym aby samej się uczesać do ślubu, ale całe szczęscie fryzjerka przyjechała o 8.15 i było po strachu. W między czasie zaczął kropić deszcz - na początku bardzo niewinnie a potem coraz mocniej. Mina mi zrzedła, bo wyobrażałam sobie mój ślub w pełnym słońcu, a tu na słońce się nie zapowiadało. Po fryzjerze makijaż - malowała mnie pani Lena Laskowska. Zrobiła mi świetny makijaż - dokładnie taki jaki chciałam. Od razu też poprawiła mi 3 pazurki, bo wykonując różne prace nieco sobie je porysowałam - paznokcie miałam własne - nie akrylowe czy inne tylko własne, a Lena pięknie mi je zrobiła.
Wyszłam z salonu i patrzę a tu deszcz leje jak z cebra. Myślałam, że się rozpłaczę z żalu. Myślę no nic, jakoś to będzie i przypomniał mi się ślub Moluni - Wielkanoc w strugach deszczu. Myślę sobie Molunia dała radę to i ja poradzę sobie jakoś, a poza tym deszcz to błogosławieństwo, więc głowa do góry. Szkoda mi tylko było, że nie będziemy mieć pleneru na Jasnych Błoniach, gdzie się z Darusiem umówiliśmy na pierwszą randkę.
Wróciłam do domku, a tu moja świadkowa już na mnie czekała w pełnym rynsztunku. Wygladała prześlicznie i dumna byłam, że mam taką ładną i elegancką świadkową
Było już po 11, więc zaczęłam się ubierać do ślubu, a świadkowa mi dzielnie pomagała
Wtedy przyjechał Daruś ze świadkiem. Musiał czekać w kuchni, bo ja jeszcze się ubierałam. Gdy byłam już gotowa świadkowa poprosiła go do pokoju no i wszedł. W pierwszym momencie chyba był w szoku, bo nie wiedział co ma powiedzieć i co ma zrobić ze ślubnym bukietem. Dopiero po chwili wręczył mi bukiet, pocałował i powiedział, że wyglądam przepięknie. A świadek z uśmiechem krótko skomentował "szcześciarz"
Potem przyjechał samochód, którym pojechaliśmy na fotki do Este. Deszcz nadal lał, więc Michał z FotoNiedzieli zadzwonił i przenieśliśmy plener przedślubny na inny termin.
W Este spędziliśmy godzinę na robieniu fotek, było bardzo miło i nastrojowo. Wszyscy byliśmy odprężeni i świetnie się bawiliśmy.
Potem wróciliśmy do domku, tam już zaczęli zjeżdżać rodzice Darka, nasi chrzestni i inni goście. W międzyczasie deszcz przestał padać i zaczęło się przejaśniać i wyszło słoneczko.
Chwilę potem przyjechał Michał i robił nam fotki od tego momentu, aż do rana.
Tu kilka fotek robionych przez Michała z FotoNiedzieli
Błogosławieństwo - moja mamcia
A tu mama Darkowa, a w tle moja kochana Babcia i Dziadziuś
Wyszliśmy z domu, przystanęliśmy na schodach i zobaczyliśmy jak pięknie słońce zaczęło nam świecić. Aż mi serducho z radości zadrżało .
Moje koty też chciały mieć z nami fotkę
Wyruszyliśmy do kościoła błękitną Warszawą rocznik 1958 - ten sam model, którym jeździł nasz Karol Wojtyła. Przed moim domem było tyle aut, że w pewnym momencie zaklinowały się i zrobił się korek
Ponieważ kiedyś przez przypadek trafiłam do młodzieżowej sekcji OSP, strażacy zrobili mi niespodziankę i eskortowali nas do kościoła na sygnale (jakby jechali do pożaru ). Dotarliśmy do kościoła, a tam taki tłum ludzi, jakby to co najmniej Boże Ciało z procesją było. Na ślub przyszły nawet osoby, których się nie spodziewałam, co było bardzo miłe, bo uświadomiłam sobie ile osób o nas pamięta w tym wyjątkowym dniu. Wypatrywałam ekipy z e-wesela, ale nie wiedziałam wtedy, że sprawy się tak skomplikowały, że nie mogłyście dotrzeć. Wiem jednak, że byłyście ze mną, bo dostałam kilka smsków i mail od koleżanek z forum za co Wam serdecznie dziękuję
Kolega objechał kościół dookoła i zatrzymaliśmy się przed bramą kościoła, wysiedliśmy i flesze zaczęły trzaskać jak błyskawice. Kurcze niesamowite wrażenie jak z filmu
Weszliśmy do kruchty kościoła, świadkowie poszli do zachrystii podpisać akt ślubu, a my czekaliśmy w kruchcie. Przez cały dzień od rana nie czuliśmy nawet cienia stresu ani jakiegokolwiek zdenerwowania. Czuliśmy się niezwykle spokojni i tak radośni jak nigdy w życiu. Doszły druhny i druhowie - druhny i świadkowa miały takie same bukieciki kwiatów- fajnie to wyglądało. Ksiądz zaczął z nami żartować - „boisz się Anielka??? - zapytał - a ja ze śmiechem „ja nie, a ksiądz?? Ksiądz chyba ma stresa za mnie??? I wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem
Tu widać jak sobie żartowaliśmy z księdzem
Potem ksiądz nas pobłogosławił i pokropił wodą święconą, a potem wprowadził nas do kościoła. Szliśmy tacy spokojni i szczęśliwi, że sama nie mogłam w to uwierzyć, bo zawsze myślałam, że w czasie ślubu człowiek ma takiego stresa, że nie pamięta nawet jak się nazywa.
Koniec żartów - ostatni raz wchodzimy do kościoła jako nie małżeństwo
Muzyczka pięknie przygrywała. Zaczęła się msza. Kościół był wypełniony po brzegi. Wielki tłum ludzi przyszedł, aby być z nami w tej ważnej chwili.
Msza była niezwykle uroczysta i wzniosła, a ksiądz wygłosił treściwe kazanie.
Przed obiektywem Michała z FotoNiedzieli nikt ani nic się nie ukryje, choćby kotś się schował za państwem młodym
[/img]
Potem nadszedł moment naszej przysięgi. Myślałam, że się zestresuję przynajmniej w takiej chwili i że zacznę się cała trząść z przejęcia, ale nic takiego nie miało miejsca i widziałam, że Darek również jest spokojny i bije od niego szczęście. Byliśmy wzruszeni, ale całkowicie spokojni i szczęśliwi. Przysięgę złożyliśmy sobie patrząc głęboko w oczy. Nigdy chyba nie patrzeliśmy sobie aż tak głęboko w oczy. Miałam wrażenie jakbyśmy w tym momencie widzieli swoje dusze, które będą ze sobą nie tylko w tym życiu, ale również w tym po drugiej stronie życia. To było niesamowite uczucie, którego nie da się ubrać w słowa. Potem zakładaliśmy sobie obrączki. Ksiądz pilnował, aby Daruś nie zapomniał ucałować mi ręki Potem ja założyłam obrączkę mojemu mężowi. Wspaniałe odczucie założyć ukochanej osobie obrączkę na paluszek
Tu jeszcze przed przysięgą, ale już poważnie
Co Bóg złączył ........ no i złączył na resztę życia
Dariuszu ślubuję Ci miłość, wierność, ..... przysięga w głąb serca.
Mąż z uczuciem zakłada mi obrączkę
Młode Szerszeniki już jako małżeństwo
A tu dobrowolnie się oddaję
Małżeński uśmiech do kamery
[/list]
I to byłoby tyle na dziś. Mam do wklejenia jeszcze wiele, wiele fotek nie tylko z kościoła, ale i z pleneru, z wesela i studyjne też będą na deserek. Ciąg dalszy nastąpi niebawem