Bede wiec kontynuowac moja opowiesc:)
We wtorek przed slubem,przystapilismy do spowiedzi.Ksiadz sie lekko zdziwil,ze tak wczesnie,i co jesli zdaze zgrzeszyc:)...wiec wytlumaczylam mu,ze przeciez sa wakacje ...ksieza na urlopach i jaka ja mam gwarancje ze w kazdej chwili bede mogla ze spowiedzi skorzystac...ale ogolnie luzik. Po spowiedzi udalismy sie na spotkanie z zespolem muzycznym (moi przyjaciele )...bylo bardzo glosno,bo mieli probe,ale przesympatycznie.Ustalilismy ostatnie szczegoly,posmialismy sie ,wysluchalismy kilku rad przedslubnych i wrocilismy do domku.
We srode rano zabralam sie za pieczenie ciast na poprawiny ,jako,ze poprawiny dla mojej rodziny byly organizowane przez moja mame w naszym domu.Potem pojechalam do manikiurzystki na paznokcie.Spedzilam tam...bagatela...3.5 godziny a moj P. biedak czekal na mnie w tym czasie w aucie:).Ale warto bylo,bo efekt mnie zachwycil...Po paznokciach wrocilismy do domu,wyprasowalam swoja sukienke na przebranie(na wszelki wypadek gdybym miala dosc sukni slubnej,ale na szczescie nie mialalm i sukienka na przebranie sie nie przydala),i 2 koszule P.Spakowalismy sie i wyruszlismy o Dworku,gdzie spedzilismy noc przed slubem.P.prawie sie slowem nie odezwal...staralam sie to ignorowc,bo znalam przyczyne...sters...ja paplalam za to za czworo...oj...bylismy poddenerwowani...
Tego dnia mialam jeszcze jedno zadanie do wykonania a mianowicie dostarczenie tekstu czytania mojej przyjaciolce ze Stargardu,wiec poznym wieczorkiem pognalismy do niej by wywiazac sie uprzednio ze zlozonej obietnicy.Oczywiscie ona probowala nas zatrzymac na dluzej,ale oboje
bylismy juz padnieci i zdecydowalismy,ze wracamy i idziemy prosto do spania.Apartament przecudny...