witam Was dziewczyny

no to pisze dalej..
pojechalismy do biura parafialnego a tam nikogo nie bylo! drzwi zamkniete na cztery spusty, zaczelismy dzwonic dzwonkiem halas niesamowity i nic.. ani zywej duszy! a bylismy umowieni! ja zaczelam panikowac moj narzeczony pewnie tez poczul mala adrenalinke chociaz sie nie przyznawal.. nie wiedzielismy co robic!
i nagle slyszymy jakies spiewy, krzyki, patrzymy a tu idzie wielka pielgrzymka a na jej czele ksiadz proboszcz! kamien z serca.. zauwazyl nas

ja zaczelam machac do niego ze ma podejsc.. teraz to sie smieszne wydaje a wtedy to bylam zla jak osa.. po chwili ksiadz przyszedl do nas i mowi: myslalem ze zrezygnowaliscie!

i cos w tym rodzaju ze na drugi raz jak bedziemy brac slub to mamy przyjechac troszke wczesniej i nie w ten dzien co pielgrzymki przychodza! wzial wszystko na zart a nam nerwy puscily! ogolnie ksiadz byl bardzo sympatyczny wszystko nam jeszcze raz powiedzial mowil ze nie mamy sie denerwowac itd. zostawilismy wszystkie potrzebne dokumenty i wrocilismy do domu!
nie podjechalismy juz do swiadkow z tymi krawatami bo bylo przed 19! zadzwonilam tylko do nich zeby sie nie denerwowali i mowie ze jutro jak przyjda do mnie do domu przed sesja krawaty beda na nich czekaly! mowili ze dobrze dobrze zyczyli spokojnej nocy ze nie mam sie niczym denerwowac i ze jutro sie spotkamy! no to ja bylam spokojna..
ledwo co zdazylismy wejsc do mieszkania a tu domofon dzwoni

podnosze sluchawke i slysze tluczenie szkla.. a myslalam ze nikogo nie bedzie!
przyszla kolezanka z pracy

z wielkim worem sloikow, butelek itd. i tlukla i tlukla hihi.. a my sprzatalismy! konca nie bylo widac! oj ta Dorotka.. ciekawe czy to teraz czyta? (sama ma slub za rok i my z moim Lukaszem juz teraz szykujemy amunicje) po tym co bylo u nas..
a to byl dopiero poczatek! zdazylismy zjesc po kawalku ciasta i znowu domofon! druga kolezanka i kumpel z pracy

Łukasz zlecial szybko z wodka zeby nie tlukli ale gdzie tam.. znowu halas na calego a my sprzatalismy! potem sasiedzi zaczeli bic butelki, przyszedl kuzyn z zona ktorych juz z daleka bylo slychac ze ida bo darli sie w nieboglosy spiewajac sto lat.. hihi.. jak sobie teraz przypomne to az plakac sie chce ze smiechu!
a potem najwieksza niespodzianka przyszli swiadkowie z cala ekipa i workami pelnymi szkla! a wydawalo mi sie ze mowilismy sobie do jutra jak rozmawialismy przez telefon..

a to byl ich spisek! i tak w sumie na butelkach przewinelo sie przeszlo 20 osob! przychodzili rowniez sasiedzi z zyczeniami i kwiatami ktorzy nie mogli byc z nami jutro w kosciele.. poczulismy ze to juz sie dzieje! ze to co mowilismy ze bedzie ze rok, za pol roku, za miesiac, za tydzien juz trwa.. juz jest nasz wielki dzien!