Rownież chciałam się podzielić wrażeniami z wesela w Maciejewie, z tym że moje już nie są tak do końca pozytywne.
Przede wszystkim na jakieś 3 tyg. przed weselem zmieniła się osoba zajmująca się organizowaniem wesela; a nowa osoba była zupełnie niekompetentna i ogólnie dużo umawianych rzeczy nie zostało dotrzymanych.
Np. drobnostki w postaci przywitania chlebem i 2 kieliszkami (1 z wódką, 2 z wodą) - dostalismy 2 kieliszki szampana; ale też większego formatu, jak złe ustawienie stołów, kompletnie tragiczni kelnerzy (były to dzieciaki z liceum, którzy sobie dorabiali w wakacje i nie miałabym z tym żadnego problemu, gdyby nie to, że po prostu się nie znali na swojej pracy; narzekali; przeklinali, brak było czystych naczyń, zabierali talerze z nienaruszonym ciastem lub innymi potrawami, trzeba było się upominać o napoje, a z kuchni dobiegały krzyki pt.: "Kur... znów brakuje pokali" albo "Kur... znów trzeba myć talerze").
Poza tym przez pierwsze 2 godziny wódka była... ciepła!!!! Moim zdaniem to karygodne, żeby takie coś się zdarzyło na weselu. Oczywiście poprosiliśmy o lód, który się bardzo szybko skończył. Nie było nawet osoby organizującej wesele, żeby komukolwiek zwrócić uwagę; tylko my, goście i nieletni kelnerzy, oraz jeden kelner bardziej doświadczony, około 40-letni, ale on za wiele pomóc tez nie potrafił.
Jeżeli chodzi o jedzenie, to ... zdecydowanie zabrakło ciasta. W pakietach jest przewidziane po 3 rodzaje ciasta na osobę i po kilka rodzajów owoców (też na osobę!). My dodatkowo (i to był widocznie błąd) przywieźliśmy swoje ciasto - kołacz, jako że częśc mojej rodziny pochodzi ze Śląska i przywieźli ze sobą na nasze specjalne zamówienie 7 blach ciasta. Gości było razem z nami 84 osoby. Ku mojemu zdziwieniu, około godziny 24 podeszłam do stolika z ciastem i... już na nim nic nie było!!!! Ani naszego, ani hotelowego ciasta, tylko resztka owoców!!! Jakoś nie wierzę, że przy takiej ilości ciasta (gdyby z ich strony było tyle, ile zapłacone), tak szybko goscie wszystko zjedli. Po prostu po chamsku oszukali i nie dali ze swojej strony umówionych ilości ciasta. Gdybym wiedziała, że tak będzie, to bym po prostu podała nasze ciasto na poprawiny. A tak, to niedość że na poprawinach nie było w ogóle ciasta (byłam pewna, że przy takiej ilości ciasta ich i mojego, mnóstwo zostanie), to jeszcze do tego zabrakło ciasta w połowie wesela. Poza tym, obsługa zgubiła skrzynki/pojemniki od naszego ciasta; po półgodzinnych prośbach udało się nakłonić do intensywniejszych poszukiwań i udało się odzyskać część, bo oczywiście 2 pojemniki zostały i do dziś nie wiem gdzie są.
Podobnie było z mięsem, które pozostało po weselu. Dokupilismy dodatkowe porcje mięsa, żeby było więcej, i to co zostało po kolacji i ciepłych posiłkach, było pozostawione na podgrzewaczach przy ścianie, tak gdyby ktoś miał ochotę jeszcze nad ranem na coś ciepłego. Gdy szliśmy spać o 5 rano, przechodząc obok tych podgrzeaczy widizałam, że zostało jeszcze mnóstwo polędwiczek (około 25-30) i z 7-10 bardzo dużych rolad. Zgodnie z umową wszystko co zostało, miało byc zapakowane i nam wydane. Ku mojemu zdziwieniu, na następny dzień okazało się, że dostaliśmy jedynie 15 polędwiczek. Na moje zapytanie co z resztą odpowiedziano mi (wciąż ci sami nieletni kelnerzy + ten jeden około 40-letni), że widocznie goście zjedli. Dokładnie sobie wyobrażam, jak moja resztka gości, którzy dotrwali do tej 5 rano (bo wtedy opóściliśmy salę) nagle po naszym wyjściu rzucili się na mięso i zjedli te wszystkie porcje.
Na poprawinach było też dużo niedociągnięć, niestety. Na śniadaniu nie były dokładane na bieżąco porcje; np. jak się skończył żółty ser, to już na zawsze itp. Potem podano żurek, na który wszyscy z utęsknieniem czekali. Niestety podali żurek w wazie, ale na talerze musielismy czekać 20 minut!!!! O komentarzach na nasze zwrócenie uwagi, że brakuje talerzy, pisałam powyżej. Podobnie było z beczką piwa i ciągle brakującymi pokalami.
Po poprawinach my i nasi najbliżsi przyjaciele, w sumie 12 osób, zostaliśmy po poprawinach do poniedziałku. Spędziśmy super czas, ale oczywiście były minusy. Bo po godz. 20 nie można w zasadzie było dokupić tzw. popity (poprawinowe napoje się skończyły). W końcu, bo błaganiach, jakoś się udało. Dodam tylko, że półlitrowa coca-cola kosztowała 18 zł.
Więc jak widzicie, w porównaniu do Dagi, u mnie troszkę mniej różowo było. Podejrzewam, że Daga załapała się jeszcze na tą poprzednią osobę od organizowania i obsługi wesela, z którą też miałam na początku kontakt i złego słowa na nią nie powiem. Natomiast ta nowa osoba - brak mi słów.
Ogólnie, sam pałac wymaga remontu; może nie generalnego, ale są takie rzeczy, których naprawa nie jest kosztowna, ale naprawdę powinna byc przeprowadzona. Np. odgięty dywan w sali kominkowej, o którego się wszyscy po kolei potykali. A wystarczy kupić dwustronna taśmę za kilka złotych i podkleić kawałek dywanu. Albo dziurawe obrusy na stolikach na zewnątrz. Czy naprawdę nie można choć zacerować tych rzucających się w oczy dziur, jeżeli nie stać ich na nowe obrusy? Odpadające klamki i nieotwierające się okna to inna sprawa. My spalismy w apartamencie na wieży i w łazience przeciekała woda, a poza tym chodził jakiś robak; mój mąż przekonywał mnie że to nie był karaluch, ale ja swoje wiem.
Poza tym? Nie mogę przecież na wszystko narzekać!

Mieliśmy przecudną pogodę. Owszem, na początku trochę gorąco było w sali, wesele od godz. 19, ale po zachodzi słońca dzięki możliwości wyjścia na taras było naprawdę super. Jedzenie przepyszne (nie wiem tylko jak ciasto, bo nie dane mi go było spróbować

). Zdjęcia z pleneru (robione przed weselem) wyszły przepięknie. Ksiądz Henryk z parafii w Mostach wspaniały.
Polecam moją orkiestrę - zespół SAVIO - grali rewelacyjnie i goście bardzo chwalili; fotografa z Foto Bukowe, a także kamerzystę - Marcin ze Studio 77 (rodzinny biznes

). Udało mi się poustalać bardzo rozsądne ceny i jestem bardzo zadowolona z jakości i kompetencji ich usług
Goście byli zachwyceni pięknem pałacu i otoczenia; większość się kąpała w basenie i jacuzzi, nawet przed weselem, ale w szczególności na poprawinach; pływali łódkami po jeziorze; grali w tenisa, i bardzo mile wspominają to wesele (przynajmniej tak mi mówią

).
Ogólnie, Maciejewo jest przepiękne. Nie mam pojecia co się stanie z tym miejscem, jeżeli nadal będzie w ten sposób zarządzane. Szkoda.
Zdecydowaliśmy się na to miejsce z moim narzeczonym (a teraz mężem

), bo zrobiło na nas ogromne wrażenie i było w zasadzie jedynym, które oboje od razu zaakceptowalismy. Potem długo zastanawialiśmy się ze względu na koszty. Ale doszlismy do wniosku, ze chyba jednak warto.
Po kontakcie i osobistym spotkaniu z tą dawną osobą od organizowania wesel, która zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie (p. Dagmara, bardzo miła, pomocna, kompetentna, konkretna, naprawdę rewelacyjna kobietka), zdecydowaliśmy się, że tam i tylko tam

Poza tym, dla nas też było wygodniej, że nie będziemy musieli się martwić o szczegóły (tak to na początku wyglądało), wszystko jest w pakiecie - posiłki, napoje, ciasta, owoce, tort; a mieszkając daleko od Maciejewa i Szczecina, ciężko takie weselne sprawy załatwiać na odległość. Innymi słowy, po to przecież się płaci tak duże pieniądze za to miejsce i usługę, aby się tym nie zajmować i mieć z głowy różne problemy związane z tego typu imprezą. Potem okazało się co się okazało. Jestem tym zawiedziona. Płacąc takie pieniądze spodziewam się po prostu profesjonalnego podejścia do tematu i profesjonalnego wykonania usług; zgodnie z hasłem: płacisz - wymagasz. Ja niewyobrażam sobie, żebym w ten sposób podchodziła do klienta. Mam nadzieję, że ktoś coś z tym zrobi i zarządzanie Maciejewem się mocno poprawi.
Ale dla mnie, mimo tych wszystkich minusów, i tak pozostanie to najpiękniejszy dzień w życiu

))