Wiecie, że ja raczej z pracoholików...
Urlopy miewam tylko dlatego wykorzystane, że na ryj padam...po 10 miesiacach z kilkunastoma dyżurami.
Teraz już cierpię, bo chcę do pracy, ale moja gin ma inne zdanie...
I jeszcze tak na marginesie...mój mąż szanuje aktywne kobiety, pracujące, ambitne. Pomimo, że nie ma obiadu, że nie jest wysprzątane na błysk, a zakupy musi zrobić sam...
Jego kręci to, że żona coś robi...nawet za cenę, tego, że sam bedzie musiał partycypować fifty-fifty w opiece nad dzieckiem...
Żłobek, niania dla niego wszystko normalne. Fajnie, bo mnie to strasznie podnosi na duchu i dodaje mi sił, że tak właśnie się da...i nie będzie to dla nikogo ze szkodą.