Chciałam wam kochane opowiedzieć o pewnej firmie, która przeprowadza rekrutację do pracy w wielu miastach Polski. Między innymi w Katowicach, Krakowie i Bielsku...słyszałam też o Lublinie na stanowiska managerów, asystentów managerów, sekretarek, doradców ds Sprzedaży itd...
Na początek artykuł:
http://praca.wp.pl/kat,18453,wid,7607029,wiadomosc.htmlWiem, że jest na forum wiele osób, które szukają pracy, więc może komuś oszczędzi to niepotrzebnych nerwów i straconego czasu.
Wczoraj byłam na rozmowie w tej ...firmie.
W internecie ogłaszają się obecnie pod nazwą Firma Handlowa Michał Doliński, Działają pod szyldem Save Max'u, albo Z-net. Ich ogłoszenia można też znaleźc w Wyborczej i lokalnych dziennikach.
Od razu na początku wielkie zaskoczenie, bo pod budynkiem, którego adres podała pani przez telefon nie ma ani jednego szyldu, okoliczni sklepikarze również nie wiedzą gdzie taka firma może się mieścić.
Czekamy w kilka osób przed wejściem, padają komentarze "firma widmo", telefonu nikt nie odbiera, aż po chwili wychodzi pani z wielkim uśniechem na twarzy i oznajmia, ze możemy wejść i poczekać w środku, bo manager jeszcze nie dojechał. No więc wchodzimy. Do pomieszczenia z kilkoma krzesłami, gdzieś w pokoju obok w biurze gra głośna muzyka, biuro zupełnie puste, dwa wielkie biurka i miłe aż do przesady panie sekretarki.
Rozdały nam ankiety do wypełnienia, żeby manager wiedział z kim rozmawia. ( Myślę sobie że przecież po to chyba wysłałam CV... no ale nic, wypełniamy) I kolejne zaskoczenie. Przyjechaliśmy na rozmowę do "Firmy Handlowej Michał Doliński", sekretarka powiedziała, ze firma nazywa się Save Max, a ankiety były z Z-netu. No nic. Brniemy dalej. Nagle wpada do biura roześmiany pan manager, przeprasza, że się spuźnił, ale długo stałw korku. Ok.
Wchodzi do swojego gabinetu i po chwili zaczyna wołać każdego po kolei na konwersację.
Przyszła moja kolej. Weszła - pokój czerwony, pośrodku wielkie puste biurko i dwa krzesła, a właściwie fotele rodem z pałacu Ludwika XIV. Manager podchdzi podaje mi rękę i wyskakuje z pytaniem czy mozęmy od razu przejść na "ty" bo u nich jest taka tradycja, (dodam, że jeszcze nie zdąrzył mi się przedstawić) po czym mówi jak ma na imię.
Rozmowa była przeprowadzona na zasadzie "on mówi - ja słucham" Pytań nie było kiedy zadawać, bo chłop nawijał jak oparzony. Kiedy przerywał na chwilę i próbowałam coś powiedzieć zbywał mnie hasłem, ze na pytania przyjdzie czas podczas szkolenia.
Mówił do jakiego to sukcesu doszełd w krótkim czasie, że każdy tak może, wystarczy tylko chcieć, potem zapytał czy studiuję, czy jestem dyspozycyjna i jak długo szukam pracy.
Po czym z wielkim entuzjazmem oświadczył, ze pomyślnie przeszłam pierwszy etap rozmowy ( no dziwne - przecież w sumie nic ciekawego nie powiedziałam) i zaprasza mnie jutro (czyli dzisiaj) na szkolenie i wtedy zdecydujemy czy chcę u nich pracować...
Cała sytuacja wydała mi się zbyt dziwna, więc zaraz gdy przyjechałam do domu poszukałam informacji o firmie save max i okazało się, że dużo ludzi zostało przez tę placówkę oszukanych. Oferują pracę biurową, a okazuje się, że to akwizycja i wciskanie ludziom na bezczelnego umów do podpisywania np na karty kredytowe.
Nie będę ukrywać, ze zrobiło mi sie przykro. Na rozmowie manager obiecuje niebotyczne zarobki, gwiazdkę z nieba wręcz a tu takie coś...
Dlatego dziewczyny uważajcie. Sprawdzajcie dokłądnie każdą firmę do któej wysyłacie aplikacje, żeby uniknąć takich niespodzianek.