Boże, dziewczyny, co ja dzis przezylam! Gabrysia zanosi sie od
urodzenia, ostatnio troszke jej to przeszlo (moze nie miala powodow
tak ostro plakac), ale dzis przeszla sama siebie. Mialam ja na
rekach (nie wiem, czy ja źle zlapalam, czy cos ja zabolalo)-zaczęła
płakac. I nagle zaniosła się...ja ją jak zwyklepotrząsnęłam-NIC,
dmucham w buzię-NIC!! Zaczęłam nią tak trząść (nie zdawalam sobie
sprawy z siły wstrząsów), drzeć się do niej, przez łzy wołałam męża.
A Ona dalej nic!! Zaczela siniec, glowka podczas moich wstrzasow tak
strasznie jej latala!! M przybiegl, zabral ja ode mnie, dmuchnął jej
mocno w buźkę i złapała oddech. Nie wiem ile to trwalo, 20-30-40
sekund, nie umiem powiedziec, ale dla mnei zdecydowanie ZA długo!!
Nogi mialam jak z waty, rece mi sie tak trzesly, ze nie moglam jej
poglaskac. Zaczelam tak szlochac jak nigdy. Boże!! nikomu tego nie
zycze!! Wolajac meza, mialam wrazenie, ze krzycze, a nikt mnie nie
slyszy (tak jak czasami w snie, jak chcecie kogos wolac, a nie
umiecie wydobyc z siebie dźwięku), a pewnie slyszala mnie cala
klatka i pol osiedla. Jutro ide z nia na
kontrole do pediatry po drugim przeziębieniu w miesiącu i od razu powiem jej, choc juz mowilam nie raz,
a ona twierdzi, ze wyrosnie z tego, bo serduszko ma zdrowe.
Najgorszy widok nieobecnego dziecka jaki moze zobaczyc matka.