Relację ze ślubu najlepiej zacząć od przygotowań i zarysu planu organizacyjnego. Żeby zbytnio nie przynudzać napiszę, że dość gładko poszło nam załatwianie wszelkich przedślubnych formalności. W styczniu dostaliśmy namiar od mojej siostry na DJ’a, który grał na ślubie jej koleżanki. Jak się później okazało był nim Zibi, który polecił nam wszelkich pozostałych usługodawców. Tak się złożyło, że trafiliśmy wręcz idealnie i nie mieliśmy problemów z nikim (oprócz limuzyniarza, ale załatwianego na własną rękę).
Mieliśmy ślub w obcej parafii, do której nie należała ani Kamila (Stargard) ani ja (Szczecin). Ta parafia to św. Jan w Stargardzie. Tam załatwiliśmy sobie nauki i jeździliśmy na nie ze Szczecina wieczorami przez kilka tygodni. Dzięki temu miałem okazję poznać ten teren przez który zazwyczaj tylko przemykałem jadąc do Warszawy. Wracając do naszych parafii, to nie mieliśmy żadnych problemów z uzyskaniem pozwoleń na ślub w św. Janie. Tam poznaliśmy księdza proboszcza, którego po kilku spotkaniach poprosiliśmy o poprowadzenie ceremonii ślubnej. W gruncie rzeczy to dzięki Niemu, dzień ten zapamiętamy jako jeden z najpiękniejszych w życiu. Kazanie, które wtedy wygłosił ujęło wielu z tam obecnych i nawet ja byłem poruszony, bo zazwyczaj księdza przynudzają lub gromią tych nieszczęsnych żonkosiów. żonkosiów tu wręcz przeciwnie, było bardzo miło, bezstresowo, a kwiecisty język proboszcza będzie nam nie raz pewnie się jeszcze przypominał. Jego kazanie o bluszczu było bezbłędne.
Wracając do przygotowań może wymienię osoby, które pomogły nam osiągnąć nasz cel. Były to:
DJ - Zibi,
Wodzirej - Mariusz Zając,
Organizator wesela - p. Lech Bieg,
Fotograf - Foto Krystyna ze Stargardu,
Kamerzysta - Studio Wyli (polecamy kamerzystę Sitka),
Kwiaty - kwiaciarnia „Kalatea” Szczecin Słoneczne,
Suknia - zaprojektowana przez Kamilę, a uszyta przez Centrum Mody Ślubnej (moją koleżankę ze studiów - Monikę),
Garnitur - Vistula,
Obrączki - firma jubilerska „Złotnik” ze Stargardu
Z powyższymi osobami / firmami współpracowało nam się rewelacyjnie i wszystko było załatwione jak należy, z uśmiechem i bez żadnych komplikacji. Pozostał nam jednak nieszczęsny limuzyniarz „EFEKT” Zbigniew Cichy
NIE POLECAMY, BO TO ZWYKŁY GBUR I MOŻE KOMUŚ ZEPSUĆ IMPREZĘ. Wcześniej załatwiałem auto przez „Tiffany”, ale Pani z tej firmy też nie przejawiała zbytnio chęci do współpracy. Próbowałem z nią się porozumieć, co do szczegółów i podpisać umowę 3 miesiące wcześniej, ale odezwała się dopiero w dniu ślubu o 10.00 rano oferując swoje auto. Było to dość ciekawe podejście do sprawy.
Żeby zbytnio nie przeciągać, ominę kwestię kosmetyczek i fryzjerów, bo się na tym nie znam. O ile pamiętam manicurzystka miała wypadek przed naszym ślubem, więc szukałem mej lubej innej opcji załatwienia tej sprawy. Przyśpieszając nieco, kwiaty (wiązanki, bukiety i butonierki) odebrałem ok. 14.00 i jak je zobaczyłem to od razu wiedziałem, że czeka mnie niesamowity widok, gdy zobaczę Kamilę w sukni ślubnej (bo wcześniej jej nie widziałem). Kwiaty były boskie: storczyki i hiacynty z dodatkiem turkusowej koronki wyglądały nader okazale.
Błogosławieństwo mieliśmy tradycyjnie u Panny Młodej w domu. Pamiętam jak dzisiaj płaczącego Tatę Kamili i wtórującą jemu Kamilę. Po dłuższej chwili pojechaliśmy do kościoła, gdzie o 17.00 zaczęła się ceremonia. Ja tak się zagadałem z Kamilą przed kościołem, że gdy grali już na wejście pierwszy kawałek ja szybkim krokiem dobiegałem do świadków. Gdy się obróciłem Kamila szła z Ojcem do ołtarza po czerwonym dywanie. Gdy doszli do mnie mój nowy Tato, spojrzał mi pojednawczo w oczy, uścisnął mi dłoń i oddał Córkę. Poprowadziłem Kamilę dalej do ołtarza i odsłoniłem jej welon z rumianej twarzy. Wtedy zaczęło się…
Gdy przyszło do wypowiadania słów przysięgi moja obecna Żonka zacięła się i rozpłakała. Trwało to prawie pół minuty, a czuło się jakby to była wieczność. W połowie tej masakrycznie długiej przerwy zacząłem razem z księdzem coraz mocniej ściskać dłoń Kamili, żeby wróciła do siebie lub żeby nam nie uciekła sprzed ołtarza Na szczęście wypowiedziała swoją kwestię i wyjaśniła, że to są łzy szczęścia, a większość z nas odetchnęła z ulgą.
Potem było już z górki. Przyjęcie weselne odbyło się w Zamku w Pęzinie. Standardowo tłuczenie kieliszków, powitanie chlebem i solą, sto lat, pierwszy taniec (Kancelaria „Zabiorę Cię”) i zabawa. Całą organizację wesela znaliśmy z innych uroczystości, na których mieliśmy okazję być. Tutaj jednak bardzo popisali się rodzice. Moi Rodzice załatwili specjalne pochodnie do Zamku, a Rodzice Kamili załatwili Zięcia Najzwyczajniej w świecie przed północą, kiedy wszyscy smacznie zapychali się smakołykami - na salę wtargnęło Bractwo św. Jana ze Stargardu i wymachując mieczami krzyczeli szukając pana młodego. Wśród zgiełku młodych panienek, które mówiły, że je zbałamuciłem i mają ze mną bękarty oraz brzdęku metalu, zamknęli mnie w dyby i wyprowadzili na dziedziniec, gdzie mieli mnie ściąć za moje niecne uczynki….
Oczywiście Kamila po jakimś czasie namysłu narzuciła mi swój welon na moją głowę jak w „Krzyżakach” i wiadomo jak było dalej. Był pokaz ogni, dymiące pochodnie na tle Zamku, gwieździste niebo i impreza do białego rana. Kamila i ja zamykaliśmy parkiet o 5.00 rano. Oczywiście skorzystaliśmy jeszcze z dobrodziejstw płynących z prawa nocy poślubnej i zastanawiamy się, czy będzie nas więcej niedługo Od 12.00 były już poprawiny i kolejne hulanki, picie poniedziałek objadanie małego cielaczka z rusztu
W poniedziałek po ślubie przyjechaliśmy do Zamku motocyklem, aby zaliczyć sesję zdjęciową.
Ale to już następnym razem, bo dzisiaj mamy 19.06. i są pewne obowiązki
