Ogólnie spoko, dzisiaj mija 7-8 dzień. Mam chyba wariant brytyjski, bo zupełnie inne objawy niż standardowy koronawirus. Wszyscy myśleliśmy, że mi zatoki zawaliło.
Zaczęło się w czwartek wieczorem od bólu gardła i ucha, w piątek wstałam z chrypką i właśnie bólem ucha i gardła. W niedzielę już się zupełnie czułam spoko, ale zaczęłam mokro kaszleć i pojawił się katar. We wtorek byłam na rozprawie normalnie było w miarę spoko, wieczorem przyjechał szwagier, osłuchowo czysto ale kaszel masakryczny i katar nadkażony to dostałam antybiotyk. Wczoraj wstałam bez węchu i smaku.
Także zero jakiegoś bólu mięśni, gorączki, mega słabości, tak całkiem jak infekcja z katarem.
Mój szwagier mówi, że gdzie teraz nie pojedzie na wizytę, albo nie przyjmuje to wszędzie koronawirus. Skala jest ogromna bo zazwyczaj jedna osoba jedzie na test a reszta już nie.
U nas chłopaki zdrowe, Łukasz bez objawow ale pojedzie dzisiaj zrobić test z ciekawości zobaczymy czy będzie pozytywny.
Ale najlepsze jest to - zupełnie nie wiem skąd się zaraziłam.