A ja tak nie moglam wlasnie znalezc Twojego watku
... a jakoś tak wylądował na 3 stronie... ale już się poprawiam

Święta Wielkanocne zapowiadały się znakomicie. Kilka dni wolnego, Mazury, piękna pogoda, słoneczko, jeziorka... no żyć, nie umierać! Taaa... pozostało jedynie wyć.
Przyjechaliśmy w sobotę i w zasadzie nic nie wskazywało na to, co miało nastąpić...
Oto widok z okna w niedzielny świąteczny poranek:



Powtórka nastąpiła również w poniedziałek, który z lanego stał się sypanym.
Buty przemoknięte, kurtki za cienkie, wiatr nie do wytrzymania i złapała nas choroba.
Będą już tak daleko od domu, odwiedziliśmy wszystkie możliwe rodzinki, rozdając przy okazji resztę zaproszeń i spacerując na siłę dla tego świeżego powietrza i ruchu, którego w pracy tak brakuje... Na poniższych zdjęciach widać małe jeziorko, które znajduje się między blokami na osiedlu. Super sprawa, zwłaszcza w upalne dni! W ciągu 10 minut obeszliśmy całe, robiąc przy tym parę zdjęć sobie i ptasiurkom

Zobaczcie, jak tam pięknie:







Wracaliśmy do Wrocławia z nadzieją, że skoro Marcin jest porządnie chory, to raz dwa załatwimy sprawy urzędowo-ślubne w naszych miastach i mając urlop do końca tygodnia wypoczniemy. Ee jasne. O naszej walce z urzędasami napiszę później, bo mnie z pracy wyrzucą...
