Chyba Forumki o mnie zapomniały, bo nikt o mnie nie pyta
Spieszę jednak donieść, że wróciliśmy już z urlopu w Polsce i wcale nie przypominał on urlopu. Nie mogłam sobie nawet trochę dłużej pospać, bo każdy dzień wypełniony był po brzegi "punktami do załatwienia".
Przyjechaliśmy w niedzielę po południu a już od poniedziałku zaczął się kocioł. Miałam wizytę u mojego lekarza i szczerze powiedziawszy bardzo się bałam czy wszystko jest w porządku, ale lekarz powiedział, że jestem okazem zdrowia i żebym się nie martwiła na zapas. Zlecił badania standardowe krwi i oprócz tego na żółtaczkę, toksoplazmozę i różyczkę. Jeśli nie mam antyciał to będę musiała się zaszczepić przed ciążą. Na szczęście wszystko jest na dobrej drodze
We wtorek przeżyliśmy prawdziwą rewolucję! Ale od początku. Jak chyba już wspomniałam zamówiłam swoją suknię przez internet i dwa dni przed wyjazdem do Polski dotarła. Odpakowałam, przymierzyłam i .... zaniemówiłam. Była rozmiar za duża, kolor był ciemniejszy niż na zdjęciu. Miał być ecru perłowy a był capuccino. Zlewał się kolorem z moją skórą. Mat mnie pocieszał, bo byłam bliska płaczu. Przez cały dzień w pracy myślałam o tym, co ja teraz zrobię, nie mam sukienki! Jednak gdy wróciliśmy do domu, przymierzyłam ją jeszcze raz, dopasowałam tu i ówdzie i zaczęła mi się podobać. Stwierdziliśmy, że na pewno trzeba będzie dobrać halkę i zmienić materiał z przodu sukni na bardziej sztywny tiul.
Będąc więc już w Polsce, pojechaliśmy we wtorek kupić halkę. Przedtem jednak chciałam poprzymierzać inne suknie ślubne, bo nigdy tego wcześniej nie robiłam, a koleżanka poradziła mi, żebym przymierzyła coś jeszcze zanim się zdecyduję, bo to jedyna okazja żeby się poprzebierać w różne sukienki. Poszłam za radą i przymierzyłam kilka różnych, białą, kremową, styl A-line, napoleonkę i bezę. Nic nas jednak nie zachwyciło więc nadal obstawialiśmy tą którą już miałam tylko trzeba było dobrać halkę. Trafiliśmy do salonu na Krzywoustego i zaczęliśmy przymierzać halki. Panie z tego salonu były niesamowite, jakby miały zespół ADHD, biegały po sklepie jak dwa tornada. Od słowa do słowa panie zorientowały się, że ta sukienka to sukienka ślubna. Szczęki im chyba opadły i zaczęły mnie przepraszać za szczerość, ale czy one mogą coś powiedzieć. Chciałam, żeby ktoś niezainteresowany powiedział szczerze jak wyglądam więc nie miałam nic przeciwko. Babeczki powiedziały, że ta moja kiecka jest bardzo ładna, ale że nie dla Panny Młodej. Mój Mati na razie nic nie mówił, bo w sumie babki zagadały wszystkich w tym sklepie, ale kiedy przekonały mnie żebym przymierzyła coś innego to zaczęło coś mu świtać w głowie. Przymierzając drugą sukienkę mojemu przyszłemu Małżowi szczęka zdecydowanie opadła i powiedział, że żadnej halki nie bierzemy tylko zamawiamy tą sukienkę. Co najśmieszniejsze moje założenia, których się trzymałam kompletnie odwróciły się do góry nogami.
Nie chciałam białej - będzie biała
Nie chciałam halki z kołem - będzie z kołem
Nie chciałam welonu - będzie aż do ziemi
Nie chciałam butów z czubkiem - będą z czubkiem.
Mówię Wam, stałam na tym podeście w kompletnym szoku, a jak wyszłam to zapomniałam w końcu jak ta kiecka wygląda. Dopiero w domu sprawdziłam w internecie.
A to moja nowa sukienka na modelce Sincerity, model 3079:

I ja w niej, tylko kiepska jakość, bo zdjęcia z telefonu:


No i moje butki:

Załatwiliśmy również zaproszenia, mieliśmy spotkanie z Dj’em oraz Panią z restauracji. Ustaliliśmy wstępne menu i główne punkty programu.
Obrączki udało nam się znaleźć dokładnie takie jakie nam się podobały tu w Szkocji. Zamówiliśmy je u Kruka, model Totus, z wygrawerowaną datą ślubu.
Załatwiliśmy też poradnię małżeńską, więc tylko zostały nam nauki, na które już będziemy chodzić tutaj, do polskiego księdza.
No to powiedzcie, tylko szczerze, co myślicie
