Niewiele osób z forum zna moją historię...byłam nieletnią matką(teraz mam 20 lat..).

Niektórzy włąśnie z mego otoczenia pokuszali się o nazywanie tej całej sytuacji "dziecko ma dziecko" Mając 16 lat zaszłam w ciąże...to był dla mnie szok...dla moich rodziców jeszcze większy

nie mogli zniesć, że jestem w ciąży, a tym bardziej nie mogli zniesc ojca mojego dziecka....Choć my bardzo się kochaliśmy (i kochamy) oni nie mogli tego zakceptować...Ojciec dziecka, jak najbardziej chciał, abyśmy zostali rodziną.Gdbyśmy nie znaleźli pomocy u rodziców ojca dziecka (moich obecnych teściów)pewnie nie bylibyśmy razem, bo poprostu nie udało by sie nam...nie mielibyśmy warunków do życia, do wychowywania dziecka i każde z nas byłoby zmuszone pozostac przy swych rodzicach...Nawet gdy teraz o tym myślę to poprostu nie mieści mi się w głowie...Zostaliśmy potraktowani przez moich rodziców jak nieodpowiedzialni gówniarze... i zgadzam sie z nimi byliśmy nieodpowiedzialni..., ale młodzi i zakochani w sobie bez pamięci...ja zostałam przez nich potraktowana jak ulicznica...doszło do tego, że usłyszałąm z ich ust :"lepiej byś sobie bachora na ulicy dała zrobić" etc. Ich słowa do dziś dudnią mi w uszach...i ranią serce...Bo co rani bardziej jak nie zawiść w słowach i czynach najbliższych osób... swych rodziców?! Zamieszkałam u M.Zabrał mniedo siebie z obawy, ze doprowadzą mnie kiedyś do utraty dziecka...odwiedzałam ich sporadycznie i oni mnie także...unikałam kłótni z nimi...
Po porodzie odwiedzali mnie w naszym nowym domku (moim i Zuzi), a ja dalej ryczałam po ich odwiedzinach...bo nie oszczędzali nam gorzkich słów...Mało tego gdy urodziłam miałam skończone 17 lat...ale co z tego..wg prawa byłam jeszcze nieletnią matką i moje dziecko musiało mieć przydzielonego prawnego opiekuna..., żeby uzyskać jakie kolwiek świadczenia tj. becikowe i rodzinne.tak więc po około 3 miesiącach udło się załatwić(drogą sądową), że prawnym opiekunem mojej córki został mój własny ojciec. Bardzo chceliśmy, żeby prawnym opiekunem został mój M., ale jakieś dobre duszki podowiedziały moim rodzicom, że lepiej i szybciej będzie, gdy opiekunem zostanie dziadek i tak zostało...Doszło do tego, że unikałam spotkań z nimi ...widywaliśmy się tylko raz w m-scu, gdy do odebrania miałam od nich rodzinne na małą.Poza pieniędzmi, które musieli mi przekazać nie dawli nic...Było nam ciężko, a oni nawet grosza nie dorzucili...Pewnego pięknego dnia tak ostro się starliśmy, ze moi rodzice w końcu powiedzieli, że :"Zuzia nie ma już babci i dziadka". Znów przeżyłam szok...Nasze kontakty sie urwały...po pewnym czasie stałam się spokojniejsza...i zrobiło mi sie lepiej na duszy, bo wcześniej byłam kłębkiem nerwów...
Z rodzicami nie mam kontaktu od 1,5 roku...i chyba już do tego przywykłam...i jest mi tak dobrze...
Dziś jestem juz mężatką...nasza córka ma 2 latka...
Jak widzicie nie tylko 13-14 latki mają piekło w domu z powodu ciąży...nadal zdażają się mało tolerancyjni rodzice...i też urzadzają horror z rzeczy, która powinna cieszyć...bo przecież to cud narodzin...Czym zawiniło maleństwo, które nosi pod sercem młodociana matka...taką dziewczynę powinno się chwalić, ze chce ten ciężar dźwigać przez całe zycie...