Dla mnie mój ojciec to tak naprawdę obca osoba, nie tęsknię za nim, nie żałuje, że go nie widuję, nie ciekawi mnie co u niego. Jest mi obojętny, nie mam do niego żadnego żalu, może przez to, że nie miałam poczucia niepełnej rodziny dzięki temu, że moja mama miała partnera. Może wyjdzie ze mnie teraz materialistka, ale żal miałam (taki chwilowy) jak np. bylam już pelnoletnia i co roku musialam załatwiac sobie papiery na świadczenie alimentacyjne a później stac w kolejkach, bo nie raczył nawet alimentów płacić.
Próbowaliśmy przez ostatnie lata utrzymywać kontakt, w zasadzie ja jakoś specjalnie o niego nie zabiegałam, mój ojciec uważał, że z mojej winy ten kontakt się urwał, może i tak, ale teraz jest mi z ty dobrze. Jednak tak jak pisze joaszo nie wiem jak będzie kiedyś.
Pamiętam jak byłam nastolatką i zobaczyłam go na ulicy to szybko skręciłam, żeby się z nim nie spotkać. Nie chciałabym więcej takich sytuacji, albo, że udajemy, że się nie znamy (choć z nim wszystko możliwe, mógł się obrazić). Nie wiem, może za 10 lat nasze relacje będą poprawne, dlatego nie chciałabym mu odbierać uczestniczenia w moim ślubie bo to się więcej nie powtórzy, jak go nie zaproszę to go nie będzie i tego nie zmienię. Ale w myślach nie usadzam go przy stole zaraz za mamą i partnerem mojej mamy, tylko tam gdzie ciotki wujkowie. Zresztą nie wiem czy w ogóle przyjdzie na wesele.
W każdym razie to są sprawy bardzo delikatne i nie mozna robić niczego wbrew sobie, ale z drugiej strony musimy mieć świadomość powagi tego dnia i tej chwili. Tak jak pisałam mój ojciec jest mi obojętny, ale gdybym miałam do niego żal to nie chciałabym żeby był ze mną tego dnia.