Żyję w ciągłym stresie. Brakuje mi sił. Dobrze, że jest D. Nasze rodziny chętnie pomagają i wspierają nas.
Teściowa w PL. Zgodziłam się zrobić to, czego chciał D. Ma zamiar do wesela "udawać", że jest normalnie. Widzę, że przyjazd mamy bardzo go cieszy jako sierotę. Boli mnie bardzo jego naiwność, ale nie potrafię mu odmówić. Tak jak kultura nakazuje, pojechaliśmy odebrać ją i jej nowego męża z lotniska. Było dziwnie. Niby bez ekscesów i awantur, ale również bez cienia serdeczności wobec nie. Wobec D. tylko nieco cieplej. Nie chcę kogoś oceniać po pierwszym spotkaniu, ale to, co zaprezentowała przez te niemalże 4 lata dały mi powód do wielu uprzedzeń. Dlatego jestem ostrożna. Mogę wybaczyć, ale nie zapomnieć. Zawieźliśmy ją do babci, zjedliśmy obiad i odwieźliśmy ich do hotelu. Sztywno, nijako, dziwnie... Czułam się ogromnie niekomfortowo. Wiem, że to ważne dla D., więc jakoś przeżyłam. Dla mnie to jakaś farsa...
Wieczorem byliśmy na tańcach. Układ nabiera rumieńców. Czuję już wiatr we włosach, ale jeszcze dużo pracy przed nami. Jestem pozytywnie zaskoczona postępami D.

Dostaliśmy zaproszenie na kolację od męża mamy D. Nie mam ochoty iść, choć on wydaje się na prawdę ok. Nie powinnam się tak stresować przed ślubem. Z drugiej strony, jeśli nie pójdę, a D. pójdzie sam, będę miała wyrzuty sumienia. Nie wiem co robić. Znów nerwy...
Przyjechaliśmy ok. 21 do moich rodziców. Załapaliśmy się na grilla, którego urządzała siostra z mężem (była rodzina szwagra, sporo ludzi). Pogadaliśmy sobie, wypiliśmy po 2 piwka. Tutaj mogę trochę wyluzować. Niestety jutro wracamy do Krk.
Na 7.00 umówieni jesteśmy z księdzem.
Na 9.00 jedziemy do USC.
Teraz D. gra na XBoxie ze Szwagrem, a ja zaglądam do Was.
Jak nastrój przed ślubem? Z jednej strony masa serdeczności, ciepłe słowa, ekscytacja, radość... z drugiej strach pt. teściowa. To chora sytuacja. Let it go! Jakoś to być musi.