Meldujemy się po pierwszej lekcji tańca. D. ma wielki zapał i nie było najgorzej. Ćwiczyliśmy obroty do walca wiedeńskiego, bez muzyki i nie w parze. Sama nie wiem czy jestem zadowolona z nauczycielki

ujdzie... bardzo energiczna i nie chwali, pokazuje dużo rzeczy raz i na raz. Kolejna lekcja dopiero w poniedziałek.
Kolejny dzień urlopu. Kolejna część sprzątania. Może w końcu się ogarnę i zamówię to bolerko. Czas na opis kawalerskiego i panieńskiego.
Składy obu drużyn

Panie
Goś - Panna Młoda
Ela - siostra Panny Młodej
Klaudia - przyjaciółka z LO, studiów i współlokatorka Panny Młodej
Beata - przyjaciółka z LO
Jowita - dziewczyna naszego drużby
Panowie
Fliś - Pan Młody
Marcin vel Marian - kolega PM jeszcze z LO
Tomek vel Wampir - najlepszy przyjaciel PM, drużba
Tomek vel Piątek - kolega PM, mają słabszy kontakt, ale dawniej dużo wspólnie imprezowali
Robert - szwagier PM, mąż Eli
Miejsce akcji
Bliżej nie zidentyfikowane

W sobotę rano byliśmy u I spowiedzi przedślubnej. Byłam na prawdę barrdzo przejęta. Okazało się, że nie potrzebnie się martwiłam. Ksiądz był mega sympatyczny. Naprawdę dawno nikt nie mówił do mnie tak mądrze, tak z sercem, bez pouczania a z wiarą. Po spowiedzi miałam łzy w oczach i trzęsły mi się ręce gdy dawałam księdzu karteczkę do podpisu. W ogóle rozbawiła nas sama sytuacja. Byliśmy w Kościele Mariackim. Pełno turystów itp. Ale tam jest spowiedź od pon. do sob. od 6.00 do 19.00. Rano pojechaliśmy ok. 9.30, patrzymy, a księdza nie ma. Zonk... No ale czekamy. Za nami utworzyła się kolejka. Po jakiś 20 min. ksiądz wrócił do konfesjonału... i po spowiedzi przerosił mnie, że musieliśmy czekać!

fajny, ludzki gest, nie musiał tego robić, a zachował się super.
Po spowiedzi pojechaliśmy na zakupy na mój panieński i tak ogólnie co by lodówkę zapełnić. Oczywiście @ nadeszła w GENIALNYM czasie

padałam z bólu... D. zostawił mnie w Auchan, a sam poszedł do fryzjera. W drodze powrotnej skoczyliśmy do chińskiej coś zjeść, bo źle się czułam i nie było czasu na gotowanie. W domu total sajgon

zaczęliśmy sprzątać razem, ale @ masakrowała mnie z mocą nieziemską, więc D. kończył sprzątanie sam, co było szalenie miłe, bo on kawalerski miał poza domem i właściwie nie było mu to "potrzebne"

nawet podłogi i okna mył

ok. 17.00 przyjechała moja siostra z mężem, mieli u nas nocować. Przygotowałyśmy wszystko i czekałyśmy. Wypiłam drinka z naszymi dwoma "kawalerami", a potem Robert, jako świadek zabrał PMa na miasto (razem z drużbą organizowali mu kawalerski).
Ok. 18.30 byłyśmy już w komplecie. Był tort, sałatka, mnóstwo przekąsek i alkoholu

przeszłam test na żonę (obieranie ziemniaka i cebuli z zamkniętymi oczami, cerowanie skarpety), kochankę (pisanie wiersza erotycznego), matkę (test z wiedzy o dziecku); dostałam prezenty:
- tłuczek (na PMa gdyby za późno z kawalerskiego wrócił)
- zestaw do szycia (hehe przyda się, bo nie miałam, zgubiłam podczas przeprowadzki, a D. odpadł guzik od ulubionej koszuli)
- zestaw na romantyczny wieczór we dwoje (dwie świece, zapałki z penisem i zupa amino)

- książkę 101 sex trików
- opaskę z rogami i czarnym welonem
- 3 wina, 3 butelki wódki
- wymarzone perfumy na ślub
Generalnie bawiłyśmy się świetnie, choć bez szaleństw, ze względu na ciążę Eli. Dziewczyny obmacywały brzuch i czekały na kopnięcia. Można powiedzieć, że maleństwo było główną atrakcją wieczoru

były tańce, potem zamówiłyśmy pizzę, udekorowałam pana dostawcę okolicznościową czapeczką.
Potem nastąpił zwrot akcji. Domofon... hmm... za wcześnie na chłopaków... 23.30... A jednak to byli oni... było słychać

umarłybyście ze śmiechu, myślałam, że się posikam. Ze składu 5 osobowego, do mieszkania wróciła 4, ze śpiewem na ustach. Nie da się tego opisać słowami

po 3-4 min. był u nas sąsiad... generalnie wiem, że przez ten moment byli głośno, ale trwało to 2-3 minuty, na prawdę, a on po max. 4 był u nas, bez przesady... i to nie nikt z naszego najbliższego otoczenia, a pod nami nikt nie mieszka. Zawsze staram się nie utrudniać nikomu życia, nie siedzimy ze znajomymi na tarasie po 22, nie wiercimy rano, nie krzyczymy itp.
Robert po 20 minutach zasnął na ziemi trzymając za rękę Mariana, Jowita po 30 min. zapakowała Wampira do taksówki i pojechali do domu, Marian i Dominik trzymali fason i trochę z nami posiedzieli, powygłupiali się. Około 2.00 wszystko się rozeszło.
Byłyśmy zszokowane ich wczesnym powrotem. Poza tym, gdzie jest Piątek???
Okazało się, że:
- o 18.30 Robert z Wampirem zabrali D. do CK Browar, podają tam piwo w rurach...

- o 20.00 podjechała pod czarna limuzyna z resztą załogi
- jeździli po Krakowie jak turyści i zaliczali historyczne i nie tylko

atrakcje

- w limuzynie pili whisky, która ich zmogła

- Piątek wychylił się przez dach i stracił telefon, wkurzył się, wypił ciut za dużo i stracił kontakt z rzeczywistością
- o 22.30 limuzyna podwiozła ich pod klub, gdzie mieli spędzić resztę wieczoru, Panowie stwierdzili jednak, że są głodni, więc poszli na kebaba, w kebabie stracili Wampira

nie pamięta nawet że tam był
- PM zażyczył sobie powrót do domu, stwierdził, że wszyscy razem bawimy się lepiej i że nie idzie do kubu beze mnie

słodkie to było

choć popsuli nieco nasz panieński, na pewno posiedziałybyśmy dłużej.
Rano wszyscy wstali bez kaca, świeżutcy i wypoczęci

Wampir nie pamięta jednak niczego od 21.00, Piątek nie wie jak wrócił do domu (D. wsadził go do taksówki ok. 22.00, podał adres i zapłacił), Robert dziwi się, czemu bolą go plecy (nosili się na barana z D. i Wampirem po mieszkaniu, aż się przewrócili, są foty

) Stwierdzam, że PM był najtrzeźwiejszy na własnym kawalerskim

ugotowałam szybki i wczesny obiad na 11.30, bo o 12.00 musieliśmy wyjść. I co ciekawe... jechać na dni skupienia oddalone o 134km. Ale daliśmy radę

o 14.00 była adoracja, potem spowiedź, msza i krótka pogadanka Pani z poradni, o 16.00 byliśmy już u mnie w rodzinnej parafii, żeby donieść księdzy resztę dokumentów, wypiliśmy kawkę u moich rodziców i wróciliśmy do Krakowa. To był intensywny weekend
