Witam Was i dziękuje za cierpliwość przez duże "C"

Niestety padł nam komputer - mój mąż postanowił go ulepszyć i coś spalił

Ale dzięki uprzejmości mojego brata, który wspaniałomyślnie wyniósł się na parę chwil z domku, mogę zacząć naszą baaaardzo spóźnioną relację

A więc zaczynam: po wielu perypetiach (dla tych, którzy nie czytali mojego odliczania przypomnę - zmiana lokalu na miesiąc przed weselem i stres związany z pomysłem mojej mamy, że sama upiecze ciasta) nadszedł długo oczekiwany przez wszystkich 26 sierpnia 2006. Wstałam rano 0 6.45, wbrew moim obawom spałam w nocy i byłam wypoczęta. O 7.00 przyszła moja koleżanka fryzjerka i zawinęła mi włosy na wałki. Potem zjadłam śniadanie i na 9.30 pojechałam do kosmetyczki. Bałam się troche, bo nie byłam na próbnym makijażu. Na codzień się nie maluje, więc poprosiłam kosmetyczkę o delikatny i pasujący do mojej sukni makijaż- kiedy wstałam z fotela i podeszłam do lustra.... nie poznałam samej siebie

Makijaż bardzo mi się podobał - był wyrazisty, ale jednocześnie bardzo subtelny, podkreślał moje zalety i tuszował wszystkie wady (przede wszystkim zbyt długi nos). Naprawdę byłam zadowolona! Szłam przez miasto z wałkami na głowie przykrytymi chustką, w szałowym makijażu i chciało mi się śpiewać z radości, że to już dzisiaj. Przeglądałam się jak głupia we wszystkich wystawach sklepowych i w szybach samochodowych

ok. 11.oo byłam w domu. A tutaj prawdziwy młyn - tata i brat dmuchali balony i przystrajali dom i płot. Mama nie mogła nadążyć z przyjmowaniem życzeń i wydawaniem ciasta - u nas jest zwyczaj, że sąsiedzi i znajomi przychodzą z życzeniami do domu i w zamian obdarowuje się ich ciastem. Wyobraźcie sobie, że dostaliśmy ponad 200 telegramów!!!!
Ja byłam już w niezłym stresie. Moje obawy, że zemdleje w kościele zaczęły mi się wydawać już pewne, bo czułam się niewyraźnie. Nie mogłam nic przełknąć. Na dodatek moja fryzjerka, która poszła czesać rodzinkę mojego lubego zaczęła się spóźniać. Kiedy w końcu przyjechała i zaczęła mnie czesać była już 14.oo!!! Skończyła mnie robić na bóstwo o 14.45. Pomyślałam w panice, że zostało mi tylko pół godziny do przyjazdu Krzysia... Na szczęście Donatka (fryzjerka) pomogła mi się ubrać, bo moja mama była w większym stresie niż ja. Kiedy sie ubrałam przyjechał kamerzysta. Skamerował jak zakładam rękawiczki i jak poprawiają mi suknię i przyjechał mój, wtedy jeszcze, narzeczony. Wszystko działo się tak szybko, że teraz wydaje mi się, że to był tylko sen. Byłam w tak ogromnym stresie- trzęsły mi się ręce, drżał mi głos, ale kiedy tylko ujrzałam mojego Krzysia wszystkie te moje strachy, stresy i obawy zniknęły jak zły sen. I od tej pory na mojej twarzy zagościł uśmiech

Ale zobaczcie same....

Ostatnie poprawki...

Ale jestem szczęśliwa! Mój przyszły mąż chyba też


Ja oglądam bukiet, a Krzyś mnie


Tyle na dzisiaj - brat wrócił

Ciąg dalszy jutro...