Mnie też spotkała podobna historia, moja babcia, która całe życie mieszkała w Łowiczu, przeprowadziła się do Gdyni (dziadek nie żyje od wielu lat), żeby być bliżej wnuczki, którą wychowała i trktowała jak własną córkę. Dostała odmy płuc, było z Nią żle. Dowiedziałam się o tym z maila, którego przysłała mi wspomniana wyżej wnuczka (ciekawe jest to, że miałam wówczas awarię modemu i połączyłam się mimo tego z pocztą i to był jedyny mail, który udało mi się przeczytać...). Wiadomość odczytałam bardzo późnym wieczorem, w zasadzie w nocy. Położyłam się spać. Przyśni mi się pomnik dziadka (męża babci), na którym było imię i nazwisko babci i data śmierci : 18.08.2006 - zaznaczę, że sytuacja miała miejsce w pierwszych dniach sierpnia. Po przebudzeniu opowiedziałam wszystko mężowi i zdecydowaliśmy, że nie będziemy nikomu o tym mówić, żeby nie stresować dodatkowo rodziny. Za parę dni jechałam z mężem i tatą po towar do hurtowni w wawie i opowiedziałam wszystko tacie. Czas mijał.
W sierpniu miałam tak dużo pracy, że nie rozróżniałam nawet dni tygodnia. W piątek kończyłam dekorację, na sali siedzieliśmy do 22, było sympatycznie, bo przyszły znajome mamy pani młodej (florystki z Instytutu Kwiaciarstwa) i śmiałyśmy się i "obgadywałyśmy" różne zachowania klientów. Moja siostra zawieszała lampki pod tkaniny a ja dekorowałam stół młodej pary. Zadzwonił tata, powiedział, że babcia nie żyje. I w tym momencie miałam straszliwą gonitwę myśli, bo to był.. 18 sierpnia. Wystraszyłam się siebie samej, powiedziałam mężowi, a ten stwierdził , że chyba jestem czarownicą.
Pomyślałam sobie, że to babcia "nagrała" mi ten sen, wiedząc o tym, że aby się z nią pożegnać musimy pokonać ponad 500 km i dlatego przyśniło mi się to z takim wyprzedzeniem. Babcia zawsze była bardzo zapobiegliwą kobietą. Niestety, na pogrzeb pojechali tylko moi rodzice. My, z powodu obowiązków zawodowych, nie mieliśmy takiej mozliwości. Było mi z tego powodu bardzo przykro. Ale babcia i tak przyszła do mnie i pożegnała się. Nie widziałam ducha, ale słyszałam kroki i czułam wyraźnie czyjąś obecność, nie wiem czy to była babcia, ale to nie było przesłyszenie. Byłam wtedy w pracy i robiłam wiązankę ślubną (piątek,bardzo późny wieczór). Dziewczyna, która odebrała tą wiązankę miała perypetie w kościele, w trakcie gdy składała przysięgę zgasł prąd i nic nie było słychać, a jakaś pani zemdlała i upadła na pas szyfonu, który łączył świeczniki w alei w głównej nawie i cała aleja się przewróciła. Nie wiem, czy można łączyć te zdarzenia, ale cały czas mam wrażenie, że babcia ma do mnie wielki żal, że nie pożegnałam się z nią. I jak tu nie wierzyć w duchy...