Witam was bardzo serdecznie już jako żona mojego Rafałka i to bardzo, bardzo szczęśliwa żona
. Bardzo dziękuję za życzenia ślubne
. Przez całe trwanie ślubu czułam że jesteście z nami, a ja myślałam o was. Buziaczki dla was
Z piątku na sobotę położyłam się spać około 1 w nocy, a wstałam o 8.00. Zrobiłam sobie i moim przyszłym teściom kawkę
i spokojnie sobie ją piliśmy. Żadnego zdenerwowania, tak jakby nic nie miało się wydarzyć w tym dniu. Dzień zapowiadała się nie ciekawie bo padało przez całą noc i rano też nie przestawało. Samochód stroiłyśmy z moją świadkową w garażu, bo na dworze nie dało by się ustać, a pod parasolem nie wygodnie. Śniadania prawie nie zjadłam, bo nie wiem czy można nazwać malutką kromeczkę chlebka tylko posmarowaną masłem - śniadaniem. Poprostu nie miałam ochoty na jedzenie. Po dekoracji samochodu Renatka (moja światkowa) zaczęła mi robić fryzurkę, troszkę jej czasu zajęła, bo robiła mi loczki. Później makijaż i ubieranie sukni. Czułam się jakby mi robiła fryzurę i makijaż na dyskotekę, a nie na mój własny ślub. Wogóle nie myślałam o nim i nie byłam zdenerwowana, pełen luz. Aż sama się dziwiłam, że miałam taki spokój w sobie.
I tu niespodzianka około 14 wyszło słońce
jakby ktoś zaczarował pogodę. Niczego więcej nie brakowało mi, jak słońca, chociaż z deszczową pogodą już się pogodziłam. I tak świeciło nam przez cały dzień i aż do rana nie padało, z czego bardzo się cieszylismy, bo w niedzielę już bez parasola się nie obyło. Około 15 czekał już na mnie mój Rafałek z bukietem
, czekali również rodzice i goście. Jak schodziłam z góry widziałam jak każdy na mnie patrzy, a ja się do wszystkich uśmiechałam
. Błogosławieństwo obyło się bez łez. Orkiestra
przygrywała śliczną melodię. Gdy wychodziliśmy z domu do samochodu orkiestra tak głośno zagrała, że cała miejscowość słyszała.
W kościele cały czas się uśmiałam, to u mnie bardzo dziwnie, ale jak mówią każdy inaczej reaguje, ja reagowałam uśmiechem. Ślub był cudowny, ach powtórzyłabym go jeszcze raz ale tylko z moim Rafałkiem. Ksiądz przywitał nas w wejściu, mój bratanek niósł poduszeczkę z obrączkami, a dziewczynki niosły mi tren. Tylko nasza córeczka Roksanka uciekła do dziadków i nie chciała nieść trenu, ale się nie dziwie bo ma dopiero 2,5 roku. Wcześniej już oszczegliśmy księdza, że nasza Roksanka może przyjść do nas w trakcie trwania ślubu, ale ona była bardzo grzeczna i w połowie mszy zasnęła. Po mszy ksiądz podszedł do nas z życzeniami i powiedział do mnie żebym tak uśmiechała się przez całe życie jak w trakcie ślubu.
Co do wesela to w dalszej relacji, ale powiem tyle że było świetnie, a do tańca same nogi się rwały.