No to dziś popiszę troszkę,bo mam chwilkę
Zaczeło się w piątek ok 22..Przyjechały siostry Leszka no i uparły się by zrobić mi wieczór panieński(już chyba 4 przed tym ślubem

)
Poszalałyśmy do 3 rano(dzieki temu stres odleciał ),aż w końcu mój kochany facet stwierdził,że ja rano muszę być wypoczęta i ukradł mnie do drugiego pokoju
Sobota,pobudka o 7 rano

Szybkie śniadanko w moim wykonaniu tościk i kawa a raczej jej kilka łyków i przygotowania...
Rozstawianie stołów,krojenie wszystkiego i inne tam ble ble ble...
O 10 przyszła moja świadkowa doprowadzić moją fryzurę do ładu i umalować mnie
I po tym nagle malutki pech
Po tych zabiegach nie wiem co mnie podkusiło,żeby wypić kawę,już ubrana,wymalowana
Ze szkalnką w ręku w kuchni i nagle wpada mój syn(tego nie da się opisać,ale efekt=kawa na mojej sukience) Łzy mi poleciały jak grochy czułam się wtedy bardzo źle,za 5 minut wyjście i zero czasu by sprać to plamisko

Rodzina Leszka mnie pocieszała a ja nic...
Wtedy zdarzyło się coś,co zapamietam do końca życia...
Leszek mnie przytulił i powiedział,że nawet w piżamie będę najpiekniejszą żoną na świecie...
Przyniósł mi z szafy drugą sukienkę,tamtą zabrał i zaprał..Powiedział,ze na przyjęciu się moge przebrać,chociaż o tak wyglądam ślicznie...
Cała moja złośc prysła,pocałował mnie czule...
Szybka poprawka makijażu i wyjście...(kurde dozorca czatował i nie chciał nas puścić bez flaszk),więc powrót Leszka na górę i mogliśmy jechać...
W USC bylismy na czas,ale chyba tylko dzięki naszemu kierowcy,gnał jak głupi a mieliśmy po drodze kilka korków(na szczęscie facet znał objazdy i skróty)
Opanowane nasze głosy podczas przysięgi,przez cały patrzyliśmy sobie w oczy...I nagle szok...Urzędnik cos tam mówił o rodzinie i inne ble ble ble (jakoś mało pamiętam co mówił

)
I nagle Leszek przerywa mu w pól zdania,że przeprasza ale musi zrobić coś bardzo ważnego..
Ja w szoku,szmery na sali...Pomyślałam sobie,że może zestresował się i musi iść do toalety...Ale nie,On poprostu zaczął mnie całować(jej jakie to było zaskoczenie,ale jakie miłe)brawa na sali i uśmiech pana urzędnika..
Kiedy już się wycałowaliśmy Leszek przeprosił,że tak nagle,ale i tu go zacytuję"tak bardzo kocham tą kobietę,że musiałem"...
Potem już wszystko poszło gładko...
Po ślubie sesja zdjęciowa w pobliskim lasku przez naszych gości (jejku pstrykali na 6 aparatów)
Wszyscy mówili,ze szczęście i miłośc biła od nas na odległość,a my szeptalismy sobie"Zeby wszyscy już sobie poszli i zostawili nas samych

)
Potem obiad w knajpce no i do domu na przyjęcie...
Zabawa trwała i trwała
Było cudownie..
A rano mąż (jak to super brzmi) zabrał mnie no i .....
I to wszystko...Jestem szczęśliwą żoną zakochaną po uszy,mimo,że mieszkalismy już razem prawie dwa lata
Pozdrawiam wszystkich
