Dobra, zaczynamy
RELACJĘ ZE ŚLUBU
Piątek 5.02.W piątek mieliśmy już z R. wolne w pracy i mnóstwo rzeczy do załatwienia. Na szczęście mogliśmy się wyspać bo ja dopiero na godz.
11:00 byłam umówiona na żeliki. W tym czasie już nie pamiętam co robił R. ale chyba był u rodziców. Z żeli byłam bardzo zadowolona, były piękne, zresztą widziałyście zdjęcie w odliczanku, a jak nie to ja je tu jeszcze przypomnę. U manicurzystki uśmiałam się okropnie, super z niej babeczka
Skończyłyśmy późno bo po
13:00 ale przyłożyła się do rzeczy więc super. Pogoda piątkowa była bardzo pozytywna, świeciło słoneczko aczkolwiek przez chmury. Ja oczywiście byłam na bieżąco jeśli chodzi o wszystkie główne serwisy pogodowe w Internecie

. Prognozy były pozytywne ale wiecie jak to jest, także się troszkę martwiłam...Z żelików wróciliśmy do domu na obiad. Musiałam też przygotować nasze ubrania, rzeczy do hotelu, aparat (który się w efekcie nie przydał) i takie tam...Czekało mnie jeszcze przygotowanie wszystkich dodatków ślubnych typu bielizna, biżuteria, mucha. To wbrew pozorom mozolna praca i dużo czasu mi zajęło, żeby ogarnąć te wszystkie szczegóły. Popołudnie minęło w domku nawet spokojnie chociaż w obojgu nas strasznie buzowały już emocje
Na
17:00 R. zawiózł mnie na hennę. Cieszyłam się bo znalazłam super panią, która robi idealna jak dla mnie hennę. Wchodzę tam więc zadowolona i co widzę?? Jakąś starszą babkę, której w ogóle nie znam. Akurat widziałam jak robiła innej babeczce hennę i wyglądało to OKROPNIE! Już prawie wpadłam w płacz bo pani oznajmiła mi, ze moja pani od henny ma chore dziecko i musiała się zamienić

. Że też nie zadzwoniłam dzień przed, żeby sie upewnić, że będzie...Ech, no nie miałam wyjścia, połozyłam się i powiedziałam szczegółowo jak chce mieć hennę..Bałam się cholernie, że będę wyglądać jak upiór ale pani zrobiła mi to idealnie, tak jak tamta

więc mi ciśnienie zeszło jak spojrzałam w lustro. No ale stanowcza byłam i mówiłam jej, że to na ślub i MUSI być idealnie - posłuchała

.
R. cały czas był ze mną i powiem Wam, ze to było fascynujące...załatwiać te ostatnie sprawy razem z nim wiedząc, że za kilkanaście godzin zostanie moim Mężem

Byłam bardzo podekscytowana
Po hennie pojechaliśmy z R. do fryzjera na cięcie

Cudnie został obcięty, jak zawsze. A ja miałam w ogóle historię z fryzjerem..Poszłam sobie 2 tygodnie wczesniej na próbną fryzurę do fryzjerki, która robi mi zawsze kolor i jestem nim zachwycona. Miałam wizję, chciałam, żeby włosy były pokręcone w loki i rozpuszczone...Zresztą wiecie z odliczanka. Zdjęcia próbnej fryzury nie zrobiłam bo....była koszmarna !!!! Wyszła zupełnie inaczej niż myślałam, a poza tym a może przede wszystkim - była zrobiona niechlujnie! Ja myślałam, ze jak robi się próbną to ma być dokładnie taka jakby do ślubu. A ona mi zrobiła prowizorkę i powiedziała, ze w dniu slubu tu będzie tak, a tam inaczej. Bez sensu! Ostatecznie stwierdziłam, ze takiej fryzury mieć nie mogę i się do niej zraziłam...Postanowiłam w piątek przy czesaniu R., że uczeszę się u jego fryzjera...Zapisałam się spontanicznie bo nigdy tam nie byłam i stwierdziłam, ze musi być dobrze

. Później okazało się rewelacyjnie. Tak samo zapisała się czigra i też była bardzo zadowolona, na tyle, że zapisała się tam na ślubną fryzurkę

.
Po fryzjerze pojechaliśmy do domu pakować rzeczy do auta (alkohol, soki, zawieszki, ogólem wszystko na salę). Zmęczyliśmy się okropnie! Bałam się, ze spłynie mi airbrush

Po drodze na salę zgarnęliśmy czigrę z Maćkiem

. Sala wyglądała bardzo ładnie aczkolwiek brakowało balonów, ale pani Kasia uprzedziła nas, sala jest gotowa tylko w połowie. Chłopaki wnosili szkło, a my zajęłyśmy się usadzeniem gości...Było z tym trochę problemów, bo się do ostatniej chwili zastanawialiśmy nad paroma osobami...Trzeba było przestawić kilka krzeseł i przepiąć dekorację stołu na przeciwko pary młodej z czym miałyśmy największy ubaw, bo było zamocowane profesjonalnie, a jak się zabrałyśmy za przepinanie z Ewą to same możecie sobie wyobrazić tą prowizorkę, która powstała

Ale miałysmy niezły ubaw. Jak p. Kasia zobaczyła to się lekko załamała

i wiedziałam, ze będzie podpinać ponownie jak już sobie pójdziemy

. Zwinęliśmy się stamtąd chyba jakoś koło 21. R. odwiózł mnie do Ewy bo spałam u niej noc przed ślubem. I pojechał zawieźć Maćka do domu i sam się zawinął do siebie

...
Uff, zmęczyłam się pisaniem

. Ciąg dalszy nastąpi ...