Podjechaliśmy pod Cafe Uśmiech gdzie wszyscy goście czekali na nas. Wysiedliśmy z autka (Grześ podał mi dłoń- przez cały dzień był taki szarmancki, uśmiechnięty, że było mi bardzo miło

) Pierwsi weszliśmy po schodach, Grześ przeniósł mnie przez próg i powitał nas marsz weselny w wykonaniu Ka-ja-band. Następnie było powitanie chlebem i solom i losowanie kieliszka…Zgadnijcie komu przytrafiła się wódeczka

Oczywiście mi

Goście wznieśli toast, odśpiewali „Sto lat” i udaliśmy się na jedzonko. Wszystko było bardzo pyszne, w ogromnych ilościach (do teraz mamy pełne lodówki), pięknie podane, na czas, bez najmniejszego problemu. Każdy dostawał jedzenie o jednakowej porze, jednakowo ciepłe. Dziewczyny, które wcześniej brały ślub, mówiły, że na własnym weselu niewiele jadły…ja natomiast…spróbowałam wielu rzeczy…mniam, mniam… Dlatego też polecam wszystkim Cafe Uśmiech na ślub koło 50 osób. Niesamowity klimat, centrum, miła obsługa, bezproblemowo (nie miałam spisanej żadnej umowy, a wszystko odbyło się bez zarzutów), ładnie…brak słów

Teraz troszkę o naszym zespole: Ka-ja-band. Byli wspaniali, przewspaniali, cudowni. Niesamowity kontakt z gośćmi, muzyka dobrana w ten sposób, że każdy chciał się bawić i robił to do utraty tchu. Zabawy na poziomie, z wyczuciem smaku- nikt nie czuł się urażony, obrażony…Obawiałam się, że moi goście nie będą się chętnie bawić, ale parkiet był ciągle pełny, a do konkursów zawsze zgłaszał się komplet ludzi i kilka osób więcej

Pan Krzysztof ma niesamowite podejście do ludzi i rewelacyjny kontakt, potrafi rozbawić wszystkich ludzi (nawet moja 87 letnia babcia wywijała na parkiecie), potrafi wybrnąć z każdej sytuacji… Zarówno Pan Krzysztof jak i Pani Beata są przemiłymi ludźmi o miłej aparycji i czystych głosach. Piosenki były śpiewane czysto, bez fałszów, wyraźnie. Jesteśmy z Grzesiem bardzo zadowoleni z wyboru zespołu i gdybyśmy wybierali raz jeszcze, wybralibyśmy właśnie Ka-ja-band. Dlatego z czystym sercem GORĄCO POLECAMY wszystkim niezdecydowanym Ka-ja-band…
Wracając do wesela: pierwszy taniec wypadł dobrze, nie było to nic wyszukanego, tylko „zwykły” wolny taniec, ale dla nas miał swoja magię…Patrzyliśmy sobie w oczy, tuliliśmy do siebie, a świat wokół nas wirował tak pięknie. Później pojechaliśmy do „Studia na Piętrze” na sesję zdjęciową. Tam również panowała przyjazna, miła i serdeczna atmosfera. Czuliśmy się jak gwiazdy i czuliśmy, że pracujemy z profesjonalistami. Po sesji wróciliśmy do lokalu i rozpoczęła się zabawa właściwa. Było super. Grześ zamówił dla mnie piosenkę „Jedna na milion” i wówczas poczułam jak do oczu napływają mi łzy wzruszenia…Mój mąż jest taki kochany

. Następnie były torty dla rodziców z okazji ich 26 rocznicy ślubu (moi i Grzesia rodzice obchodzili rocznicę, mało tego brali ślub o tej samej godzinie co my

) i w prezencie dostali zdjęcia z ich najpiękniejszego dnia. Zespół zagrał zmodyfikowane „Srebrne Wesele”… Rodzice byli bardzo wzruszeni i zadowoleni. Nie obyło się bez „gorzko, gorzko” dla rodziców

Swoje rocznice obchodzili tez brat Grzesia i mój wujek. Dostali od nas po winie. Byli bardzo wzruszeni i zaskoczeni, bo nie spodziewali się niczego. Wszyscy odśpiewaliśmy „Sto lat” dla obchodzących swe rocznice. Znowu były zabawy, konkursy. Muszę przyznać, że rzadko słyszeliśmy „A teraz idziemy na jednego…”. Nasz zespól pomimo tego, że postawiliśmy im wódkę na stole prawie jej nie ruszył. Ubył może kieliszek… Także wielkie brawa dla nich. Oczepiny były udane. Oprócz tradycyjnego rzucania welonem i krawatem, były również: rozpoznawanie Pani Młodej po kolanku, Pana Młodego po nosku, wróżby związana z dziećmi (wyszło nam, że najpierw będziemy mieli syna a później córkę), a także balony z zapowiedziami tego co nas czeka- śmiechu było co niemiara

Grześ trafił m.in., że urodzi dziecko, będzie się cieszył na wizyty teściowej, podawał mi śniadania do łóżka, będzie zarządzał kasą i kilka innych natomiast ja wylosowałam wychodzenie na piwo z kolegami, a także zmienianie pieluch, spełnianie zachcianek męża, noszenie go na rekach… Później były podziękowania dla rodziców, wspaniały i bardzo smaczny tort, płatny tanieć (zebraliśmy prawie 1000 zł) oraz kareta… A później zabawa do białego rana

Zmęczeni wróciliśmy do hotelu… A na drugi dzień w ramach poprawin obiadek a po nim spotkanie w domku przy cieście, kawie, wódeczce
Ten dzień wspominam bardzo miło, łezką w oku, że minął tak szybko…Dobrze, że wszystko jest utrwalone w naszych sercach

, na fotkach i na kamerze

Jesteśmy zadowoleni

I to bardzo
