Nina odpowiem ci z dwóch perspektyw - psychologa i matki. A na końcu dopisze coś od siebie.
Wychowanie nie polega na dawaniu. Dla prawidłowego rozwoju dziecka bardzo nie zdrowe jest dawanie mu tego czego ono chce (lub nie do końca jak w przypadku malych dzieci). Dlaczego? Dlatego że dzieci powinno się uczyć przede wszystkim podstawowych wartości takich jak szacunek (nie tylko do osób ale i do rzeczy) a dziecko mające wszystko nie szanuje nic bo każda rzecz jest bezwartościowa skoro można mieć następną. W późniejszym okresie to może przeradzać się w taki odbiór świata i poważne problemy w budowaniu relacji. Bo dziecko będzie miało poczucie że jak nie ten (kolega, chłopak) to zastąpimy go innym i zamiast doceniać wartości w danej rzeczy/człowieku znajdzie sobie zastępstwo. Strata i poczucie żalu nie będą mu znajome. Kolejną cechą która od perwszych lat powinna być kształtowana u dziecka to przynależność do grupy (rodziny) a co za tym idzie budowanie sprawiedliwości i tolerancji. Uczymy dzieci żeby nie biły, nie krzyczały, że trzeba kochać mame i tate i rodzeństwo etc. Dostarczając dziecku non stop atrakcji w postaci kolejnych prezentów powodujemy u niego fałszywe poczucie "wyższości". Po niedługim czasie każdy gość (nie tylko babcia czy bliska ciocia) witany jest z oczekiwaniem "czegoś". Nie będę to pisała o wszystkim bo nocy by mi zabrakło ale w trakcie rozwijania się wątku odpowiem na twoje/wasze pytania. Częstym błędem rodziców jest próba "odkupienia" swojego poczucia winy względem dziecka nowymi prezentami/atrakcjami. Napewno znasz matki które się w ten sposób zachowują. Ja znam przypadek gdzie matka która przez pierwsze 3 lata dziecka studiowała i pracowała a młodą wychowywała babcia- teraz, kiedy młodan ma 10 lat, stara jej się to wynagrodzić (przez 7 lat prawie) i efektem tego jest to że dziewczynka śpi z matką, nie zostaje NIGDZIE na noc, nawet u babci, matka jedzi na kolonie, obozy itd z małą. Żeby matka mogła iść do fryzjera (gdzie zabiera młodą) to najpier idą do smyka po kolejną lalke. Efekt? Dziecko żąda, stawia warunki a matka się dostosowuje.
Jako matka uważam że nauczyłam moje dziecko rozwagi bo przez lata nie było z prezentami problemów. Teraz to już jest raczej kwestia wieku w jakim ona jest, bo z jednej storny to jeszcze dziecko a z drugiej prawie nastolatka. I tak naprawde to chciałaby lalki a potem nagle czyta książke i jakiś "chłopakach" i gra na kompie w "mój wymarzony chłopak". U nas w domu też panuje dość surowa zasada że każdy zakup wg jej potrzeb musi być uargumentowany. Jeśli jej na czymś zależy, co ja uważam za zbyteczne, to nawet argumet że za "jej" kupimy nie podziała, chyba że znajdzie powody dla którch chce to coś mieć. u nas też od maleńkości Kasi panowała zasada nie kupowania bez okazji. A jeśli już była np urodziny czy dzień dziecka, to starałam się spełniać jakieś jej marzenie, ale takie naprawde głębokie. Owszem, Kasia jest rozpuszczona ale i też bardzo karna. Jeśli ja powiem że ma zakaz gry na PSP czy Gameboy'u to nie ruszy. Rozpuścili ją dziadkowie ale i to będę musiała ukrócić bo po tegorocznych mikołajkach miarka się przebrała. Po rozmowie z jej tata prawdopodobnie Kasia nic nie dostanie pod choinkę, ale to inny temat. Tosia też nie dostaje zabawek niewiadomo ile. Wręcz przeciwnie. Pod choinką znajdzie jeden prezent i koniec. Więcej, mimo że mogłabym nakupić wszystko co dla jej wieku się nada, ONA nie potrzebuje.
Mariolka w odniesieniu do panius z bogatych domów - wiem sama po sobie jak to jest, bo ja byłam do szkoły wożona i odbierana przez kierowce, przed maturą miałam swój dom z ogrodem i samochód, zimą narty w Austrii, latem obce kraje, nauka gdy na pianinie, tenisa etc. I prawie się porzygałam od tego. Udało mi się wiele w życiu, w większości dzięki rodzicom i ich wsparciu, ale nie finansowym tylko emocjonalnym. Wyszłam za "normalnego" faceta, żyję (prawie) normalnie. I podobno jestem nawet normalna.