ja osobiście piec umiem i nawet mi to nieźle wychodzi, ale zastanawiam się czy to nie wyjdzie na jedno (kupić lub upiec)
Dlatego chyba jednak udam się do cukierni i tam cosik zamówię 
Ja tam piec zbytnio nie umiem, ale myślę, że przed samym weselem są ciekawsze rzeczy do robienia niż pieczenie ciast. ;O)
Np romantyczny spacer z (jeszcze) narzeczonym, czy też wizyta w kinie czy coś dla relaksu... A nie w stresie pieczenie, żeby było świeże, no i żeby wyszło... Brrr....
Moja mama powiedziała od razu, żebyśmy tak zorganizowali wesele, żeby ona nie musiała stać 3 dni nad garami i wygotowywać w kotłach zup, ani bigosów, ani robić 7 blach ciast... ;O)
Nie wiedziała, że planujemy wesele z obsługą gastronomiczną. :O))))
[ Dodano: Sro Paź 12, 2005 12:02 pm ]trudno mi było uwierzyć, zamawiając na przykład na siedemdziesiąt osób 25 porcji śledzi w oleju, 25 porcji śledzi po japońsku, 30 porcji sałtki greckiej itd. Okazało się jednak, ze to właśnie tamta pani ma rację. Jedzenia zostalo, na szczęście nie dużo.
Trzeba pamiętać, że (zwłaszcza jak jest menu urozmaicone) nie każdy zje wszystko z tego menu. Jeśli masz 7 rodzajów śledzi i 5 rodzajów sałatek, to wystarczy założyć, że każdy zje 1-2, może 3 porcje, ale średnia to chyba ze 2. To samo z sałatkami. ;O)
Raczej się nie zamawia każdej pozycji z menu x ilość gości... Chyba, że masz jeden obiad, jeden deser i jedną zupę po północy. ;O)
Poza tym mam takie wrażenie, że te polskie wesela to taka nasiadówa, żeby każdy mógł się (sory) nażreć...
Jak byłam w stanach na weselu, podobało mi się to, że było tam dużo różnych alkoholi. Nie tylko wóda, wino i pifka, ale i jakieś różne cuda, których się na "codzień" nie pije. Goście mogli uraczyć podniebienie jakimś fajowym drinkiem podanym przez przystojnego barmana. To było fajne...