Dzisiaj postawiłam przed sobą bojowe zadania: 1. zamówić obrączki, 2. pójść do USC, 3. zamówić butki ślubne, 4. pójść do księdza po licencję. Specjalnie z tego powodu wzięłam dzień urlopu, bo jak się wychodzi z pracy wieczorem, to już nic nie da rady załatwić.
Poranek zaczął się mało sympatycznie. Wczoraj w nocy odbyliśmy małą wymianę zdań i kwasik lekki został. Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Jak będę miała trochę więcej czasu postaram się opisac, w czym tkwi problem. Może Wy "skierujecie mnie na właściwe tory"

Pogoda fantastyczna. Jak to jest, że weekend jest taki sobie, ale za to jak trzeba siedzieć w pracy, to słoneczko że hej???
Pojechaliśmy do jubilera. No i udało się. Obrączki zamówione - odbiór z końcem miesiąca. Dzięki temu, że mamy własne złoto (a właściwie M. ma), będą aż o 400 zł tańsze

Zawsze to coś. Grawer ma być taki: "Na zawsze Twój (Twoja), 2 VIII 2008r.". Zmieści się

Teraz lecę do USC. Nienawidzę urzędów

Pozdrowionka
