Kobiety... jak zwykle małej wiary

Kontynuując: swoje kroki skierowaliśmy na zakrystię, gdzie świadkowie dokonali "obowiązki papierkowe" a potem lekko z ukrycia obserwowaliśmy gości schodzących się do kościoła. Nie chcieliśmy żeby nas wcześniej widzieli. Tuż przed 17tą przeszliśmy do głównego wejścia i stanęliśmy w tylnej nawie, na początku czerwonego dywanu. Za chwilkę z drugiej strony, czyli od strony zakrystii przy ołtarzu wyszedł nasz Proboszcz. Zaskoczył nas tym, że powoli szedł przez kościół witając się podaniem ręki z prawie wszystkimi gośćmi - zostało to bardzo pozytywnie odebrane przez zgromadzonych. W końcu dotarł do nas i za bardzo nie pamiętam o czym rozmawialiśmy - na pewno padło pytanie czy jesteśmy pewni

Po tym krótkim powitaniu Proboszcz stanął przed nami i byliśmy gotowi do naszej "pielgrzymki" do ołtarza. W tym momencie śpiew rozpoczął chór, odczekaliśmy około minuty i powoli ruszyliśmy. Dobrze że Proboszcz prowadził, bo przed ołtarzem znaleźlibyśmy się pewnie 5 razy szybciej - nogi same niosły mnie do przodu
Najważniejsze części ceremonii:







i już prowadzę świeżo upieczoną Małżonkę spod ołtarza:
Tak jak pisałem wcześniej: odbiór ceremonii niesamowity, ta jej wyjątkowość, obecność przed Bogiem, słowa przysięgi, śpiew chóru... Cieszę się, że zdecydowaliśmy się pobrać po dwóch latach znajomości i roku narzeczeństwa zamiast "próbować się" n-lat. Nasz związek zdecydowanie się scementował i umocniliśmy się w naszym trwaniu razem... Naprawdę warto...
Po wyjściu z kościoła ...
c.d.n.