15.09.2007 r. obudził mnie budzik o 7.00,ponieważ na 7.30 jechaliśmy do Kościoła wyspowiadać się,jakoś w tygodniu nie daliśmy rady...
Oczywiście po spowiedzi pojechaliśmy jeszcze na salę - nie wytrzymałam i musiałam tam jeszcze zajrzeć

Wszystko tam było ok.
Mój przyszły mąż zawiózł mnie jeszcze na 10.00 do fryzjera i pojechał do domku się szykować.
Przyznam się Wam,że dopiero u fryzjera zaczął mnie dopadać malutki stresik.....wcześniej wogóle go nie było!
Od fryzjera odebrał mnie tata - wiało niemiłosiernie - myślałam,że welon stracę

U fryzjera siedziałam tak około 1,5 godzinki.
Na 12.00 makijaż......zawiozła mnie mama....
I tak kilka minut po 13.00 byłam spowrotem w domku...i pierwsze co zrobiłam to zjadłam kanapkę

A zaraz potem wzięłam się za ubieranie.
Na 14.00 plener....niestety zdjęcia od fotografa bedę dopiero za miesiąc

ale mam takie,które mój brat - świadek - cykał razem z fotografem.....
oto one:







Za chwilę cd.....