Wróciłam......
W sobotę obudziłam się jakoś po 7, ale postanowiłam jeszcze poleżeć do 7:30

Spało mi się bardzo dobrze, ale nie powiem, żebym jeszcze nie pospała

jednak na 8:30 miałam być już u fryzjerki więc nie było nawet takiej opcji

Wzięłam szybciutki, orzeźwiający prysznic, zjadłam śniadanko, ubrałam się, posprzątałam pokoik i brat odwiózł mnie do fryzjera. Byłam bardzo spokojna i zrelaksowana. O godz. 9, gdy już siedziałam pod suszarką przyszła mamusia....i poszła robic swoją fryzurę. W tym samym czasie w domu, moja babcia i dziewczyna mojego brata zajmowały się obrywaniem płateczków.
Ja tym czasem sobie usnęłam pod tą suszarką - było mi ciepło i wogóle więc czemu miałam tego nie wykorzystać. Obudziłam sie dopiero jak zaczęła mi spadać w dół głowa

W między czasie przyszła moja świadkowa, która miała się nauczyć wpinać mi welon.
Pożartowałyśmy chwilkę, opowiedziałam jej swój wcześniejszy dzień i wszystkie perypetie. Pani poprosiła mnie do siebie i zaczęła czesać. Miały być zostawione loczki jednak gdy zobaczyłam to poprosiłam o podpięcie. Moja mam na to, że może by tak podpiąć część a resztę zostawić. Zgodziłam się. Jednak to nie był dobry pomysł. rozpięłyśmy więc je spowrotem....a ja wtedy zdecydowałam, że jednak spinamy całość - nie ma to jak zdecydowanie

Jednak ani te perypetie z fryzurą ani nic innego nie wyprowadziło mnie z równowagi. Gdy pani skończyła mnie czesać, wpięła kwiatuszki i pokazała gdzie i jak zapiąć welon, na fotel usiadła moja mama.....i tutaj się zaczęło.
Poprzedni, gdy byłyśmy się czesać próbnie, mama miała ułożone na szczotce włosy. Jednak pani jej "doradziła" (nie ta która nas czesała), żeby w dniu ślubu zakręcić włosy na wałki to będzie ładniej.....ale tutaj się myliła. Gdy mama wstała z fotela juz widziałam po jej minie, że coś jest nie tak. Przyjechał po nas tato i dopiero mama się przyznała, że czuje się w tej fryzurze fatalnie. A gry tylko zobaczyła sie w lustrze w domu....powiedziała tylko, że jest wściekła i czuje sie jak stara babcia. W tym momencie ja chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do zakładu fryzjerskiego czy nie znalazłyby dla mamy jeszcze pół godzinki. Pani bez problemu sie zgodziła i 15 min później moja mamusia była u fryzjera.
W między czasie przyjechała Patrycja, która miała mnie pomalować....a no i zapadła decyzja, że nie jedziemy przed ślubem na plener, bo pogoda jest niepewna i jak nas tam złapie deszcze to co będzie. A poza tym nie było słońca więc zdjęcia nie byłyby zbyt ładne.
Patrycja pomalowała mnie ślicznie

nie mam żadnych zarzutów i bardzo jej za to dziękuję.
W trakcie malowania siedziała z nami Kasia - moja świadkowa. Cały czas była bardzo luźna atmosfera, żarty, opowiadałyśmy sobie wieczorki panieńskie (bo Pati ma te tą sobotę ślub). W między czasie wróciła mama - BARDZO ZADOWOLONA, że zdecydowała się robic fryzurę jeszcze raz
Gdy Pati skończyła mnie malować zrobiła jeszcze oczka mojej mamusi

Dałyśmy jej płateczki, coby się nimi zajęła....no i Pati pojechała. Była godzina jakaś 13, więc miałam jeszcze dwie godziny do przyjazdu wtedy jeszcze mojego narzeczonego. Poszłyśmy więc coś zjeść
Potem najpierw pomogłam się ubrać Kasi, a potem - koło godz. 14 zaczęłyśmy ubierać mnie

Poszło bardzo szybko, moja mama zrobiła parę fotek (takich tylko dla Łukasza

) no i podczas całego procesu ubierania.
O 14:30 byłam już gotowa....choć tak tylko mi sie wydawało. Bo gdy na wszelki wypadek zaczęłam rozglądać się po pokoju najpierw zauważyłam, że nie założyłam biżuterii.....a potem podwiązki. Ale na tym był koniec - czekałam już tylko na przyjazd narzeczonego.
W tym miejscu dodam tylko, że nie wiem jak to do końca jest z tymi butami na parapecie - stały całą noc aż do momentu, gdy nie zaczęłam się ubierać.....i w momencie, gdy zdjęłam je z parapetu zaczął padać deszcz

Ale nawet to nie wyprowadziło mnie z równowagi.....jak się jednak okazało była to przysłowiowa "cisza przed burzą"
Najpierw zadzwonił mój brat, że stoi już pod blokiem Łukasza, ale samochód nie chce zapalić

W tym momencie wpadłam w panikę. Na dodatek za moment zadzwonił Łukasz, że z samochodem już ok i że już jadą tylko, że co jest z moim bukietem, bo on go dla mnie nie ma

Wtedy spokój mnie opuścił

Za to mama wykazała się trzeźwością umysłu i zadzwoniła do Marty (która ów bukiet robiła) i zapytała co jest grane. Jak się okazało Marta stała już pod moim blokiem i czekała na Łukasza, żeby mu przekazać bukiet......no i dopiero wtedy się uspokoiłam.
Jednak gdy usłyszałam domofon - zamarłam....czyżby to już mój narzeczony

nie to była pani kamerzystka
No więc czekamy dalej.....a tutaj znowu słysze dzwięk domofonu - tym razem to tato, który pojechał pomóc bratu w uruchomieniu samochodu (który jak sie okazało nie wiadomo czemu się rozkodował i trzeba było zakodować ponownie).
No to czekam dalej....stoję już w pokoju, gdzie miało być błogosławieństwo......i znowu dzwonek - tym razem już u drzwi.....patrzę i widzę przystojnego mężczyznę, który wchodzi z pięknym bukietem z czerwonych róż

Wyglądał fantastycznie - poprostu zakochałam się na nowo

Gdy wręczał mi bukiet tak cudnie na mnie patrzył. Nie powiedział nic, bo jak potem stwierdził - na mój widok zaniemówił.
Staliśmy już obok siebie i czekaliśmy na błogosławieństwo naszych rodziców......cdn.