ehhhh no to jak już zapewne wiecie, bo przecież doskonale pamiętacie
wlot z Warszawy mieliśmy 27 kwietnia w godzinach porannych. Podróż była męcząca i wkurzająca. Załamał nas totalny bałagan i nieuprzejmość plus niekompetencja obsługi na Okęciu, widok gościa rzucającego walizkami, jakby sobie piłeczkami żonglował oraz obleśne Arabki myjące pupcie swoich kilkuletnich dzieci na stoliku w McDonaldzie
Dopiero w Londynie, gdy wsiedliśmy na pokład tej maszynki
poczuliśmy, że rzeczywiście lecimy na Jamajkę. Ehhhh normalnie wtedy dopiero się nam ryjki zaśmiechnęły - jak zobaczyliśmy, że niewiele białasków w samolocie. O obsłudze to już nie wspomnę - nasz Lot czy Lufthansa to totalne dno w porównaniu z Air Jamaica.
No dobra, nie przynudzam. Tak se lecieliśmy i lecieliśmy nad tymi wodami aż w końcu pierwsze fociaki można było zrobić
myślę, iż doskonale widać, że to Kuba jest
co nie??
Wylądowaliśmy w Montego Bay wieczorkiem. Mieliśmy małe problemy z transferem, ale udało się sprawę wyjaśnić i pojechaliśmy busikiem do Negril. Podróż była koszmarna dla nas - pierwszy raz widzieliśmy, że można tak jeździć. masakra - nie sądziłam że nam się przeżyć uda. Na Jamajce kierowcy jeżdzą po prostu tragicznie - nie istnieją dla nich żadne ograniczenia prędkości, wyprzedzają na zakrętach, mostach, dosłownie wszędzie. Udało się jednak w całości dotrzeć do hotelu przed północą. Rzuciliśmy walizy, adidasy i sru na plażę. I tu kolejna mina. Niestety Jamajczycy, okazali się bardzo nachalnymi i natrętnymi dealerami. Nie mieliśmy 3 minut podczas spaceru żeby ktoś nas nie zaczepił, nie chciał wcisnąć trawy, haszyszu czy koralików. Bezobciachowli ludzie podczas całego pobytu podchodzili do nas i sypali tekstami - kup mi piwo, daj fajkę, bo przecież bóg się kazał dzielić
normalne żule
prawdziwych rastafarian to na palcach jednej ręki można było wyliczyć. A z racji tego, że oboje mamy dready - nie mogliśmy się odpędzić od tych wieśniaków, bo inaczej ich nazwać nie można. I tak przez cały pobyt, choć po kilku dniach, niektórzy nas poznawali i już nie podchodzili, więc nerwy też nam trochę opadły. Choć nie powiem żeby nie rozwalił mnie jeden gość - podchodzi, żebyśmy mu piwo kupili, my że nie ma mowy, niech idzie do pracy, zarobi i kupi sobie piwo, a gość nam z tekstem wylatuje, że ma swoją wypożyczalnię skuterów i budkę z kurczakiem
normalnie padłam. Tamtejsi ludzie nastawieni są na totalne oskubanie białego człowieka. Próbują wcisnąć mu dosłownie wszystko. Spacerując plażą - podbiegali do nas sprzedawcy ze straganów, żeby chociaż obejrzeć, co sprzedają. No i nie ukrywali za bardzo niezadowolenia jak się czegoś u nich nie kupiło. Teksty typu, że prawdziwy rasta to koniecznie musi mieć taki a taki pasek, takie koraliki, taką czapkę - nie mieliśmy sił na tłumaczenia i uprzejmości, więc z czasem zaczęliśmy ich zlewać. Także podsumowując kwestię tubylców (a konkretnie grona młodych ludzi mieszkających w pobliżu hoteli w Negril) - totalna porażka, wnerwienie i nic tylko wziąć i wystrzelić w kosmos.
Dobra, trochę fotek, bo Was zanudzę gadaniem