no to doczekałam się
dziś mamy 100dniówkę....
poznaliśmy się 18.01.2003 roku dzieki ... internetowi....
moja psiapsiółka wyjechała po studiach do zielonej góry... pracując w pogotowiu miła dostep do neta ale... szefowa zabroniła zciagania gadu-gadu na kompa w przychodni.. został nam czat.... spotykałysmy sie wieczorami w określone dni i mogłyśmy się nagadać dowoli...
wtedy pojawił się on... wszedł na mój nick i grzecznie spytał czy nie przeszkadza i czy moglibysmy zamienić kilka słów... i zaczeło się....
po kilku tygodniach pisania na gg zaproponowałmi odwiezienie do pracy... ucieszyłam się... wieczorkiem połozyłam się spac i... zaspałam... budzik nie zadzwonił (bateria się w nocy rozładowała) a on siedział na dole i czekał.... ojjjjjj... długo go przepraszałam ale i tam zaproponował odwiezienie do pracy nastepnego ranka... tym razem nastawiłam wszystko co mogło dzwonić rano i wstałam o przyzwoitej porze....
zrobiłam elewację i zbiegłam na dół... siedział z róża.. wysiadł z auta, podał kwiatuszka, otworzył drzwi i zaprosił do srodka.... hmm.. wysoki blondas ze stalowymi oczami.... nie wtrącał tekstów pt"cze lala" i tym podobnych... zaproponował,ze odbierze mnie z pracy... i tak było przez kilka dni z rzędu...
czułam się jak princessa... przywożona do pracy i odbierana... za każdym razie kwiatuszek....hmm.. dużo szczęścia na raz
potem zaczeliśmy umawiać się na spotkania w lokalu.. kolacyjka, kawka, kolacyjka, drinus, kolacyjka, kolacyjka itd...
trzeba przyznać ,ze łapki trzymał przy sobie, zawsze odsuwał i przysuwał kerzesło, otwierał drzwi... dobrze wychowany młody męzczyzna...
zamieszkaliśmy razem po pół roku znajomości... to było dla nas nowe doswiadczenie... rachunki, jedzonko, sprzatanie, zmywanie garów itd... zrobilismy podział obowiązków... ja : gotuję, prasuję , piore a on - ma reszte na głowie.... brakowało nam czegoś... dzidzia??? nie... za wcześnie.. mieszkaliśmy razem już 7 m-cy i - zaadoptpowaliśmy długouchla czarną królisię... to był dzień po walentynkach... niunia siedziała z innymi maleństwami w klatce w sklepie... inne króliki deptały po niej ale jak wylazła spod całej kupy spiących na niej królików powiedzieliśmy - ta i żadna inna... potem doszedł tabs... miał być żarłem dla pytona, bo jako dorosłego królika nikt nie chciał go kupic...
no i "rodzinka" w komplecie...
w rok po poznaniu - 18.01.04r. wyjechaliśmy na weekend nad morze... piotr oswiadczył mi się... cóż to był za weekend
kilka m-cy po zaręczynach zaczeliśmy planowac ślub... spotkanie rodzin i oficjalne proszenie o łapkę zorganizowaliśmy w wielkanoc... w okolicach maja ustaliliśmy termin i zaczęły sioę przygotowania...
byłam całkowicie zielona... nie wiedziałam do kogo iśc, kogo się wystrzegać... szukałam, pytałam aż w końcu trafiłam na pewne "forum"... trudno to nazwac forum weselne.. wyrwane, niepoukładane tematy... totalny bałagan...
spotkałam tam dziewczyny - panny młode 2004r. .. podpowiedziały mi który lokal i zaczeło się od tego... myslałam o bończy...piekne wnętrza, stylowo ale...
wybraliśmy norda... to był super wybór... potem poszukiwania orkiestry... ok... wolny termin... miałam szczęscie... w czerwcu 2004r, mieli juz zarezerwowane terminy na 2005r. termin wolny - 4.06 (11.06 i kolejne zajęte) ... potem kamerzysta i fotograf...
słowem
termin slubu
04.06.2005ro godzina 16.30mamy juz załatwione:
- obrączki
- lokal - nord
- orkiestra - miniband z nowogardu
- kamerzysta - degórski
- zdjęcia - arsoba
- dekoracja lokalu - paulina ulińska
- dekoracja kościoła - deco mariage
- suknia - zadatkowana - novia
- nauki przedmałżeńskie
- wizażystka
brakuje nam:
- auta do slubu
- dodatków do sukni
- garnituru i dodatków dla mlodego
- poradni planowania rodziny
- ustalenie menu w lokalu i rezerwacji miejsc hotelowych
- fryzjerki do fryzury slubnej
- torta weselnego (prawdopodobnie bedzie z domowej)
dzis jadę do poradni ustalić termin odbebnienia tej "przyjemności"