Ja często śnie. O ślubie i nie tylko. Zazwyczaj same pierdoły. Ale z tych przedślubnych snów:
Parę razy śniło mi się, że jest godzina "0", a ja jestem bez fryzury, bez makijażu, w sukience pożal się Boże.
Ostatnio miałam baaardzo długi sen. No więc, zaczęło się przed kościołem, stałam razem z gośćmi, a w momencie kiedy mieliśmy iść z Gregorym przed ołtarz, on wziął jakąś babcię pod rękę i zaprowadził ją do zakrystii. Po długim czekaniu na niego, wkurzyłam się i sama weszłam do kościoła i usiadłam w ławce z gośćmi. Nagle Gregory się pojawił się, ale kościół już był pełny i nie było dla niego miejsca w ławce. I nagle jakimś cudem przeskoczyło nas na wesele. Chyba a jakiejś remizie. Ściany w kolorze bladej pomarańczy i parę zdechłych balonów.... Goście gdzieś się potracili. Zostałam ja, a na końcu sali Gregory siedział z jakimiś starymi ciotkami i dyskutował. Znowu mnie wkurzył, tym bardziej że cały czas pamiętałam że kamerzysta nas nie sfilmował jak wchodzimy do kościoła. Pić mi się cholernie chciało, ale na stołach były tylko puste szklanki i puste talerze. Wkurzyłam się i poszłam szukać kogoś z obsługi. Zrobiłam awanturę, że zapłaciliśmy, a nie ma co zjeść i wypić. Kelnerka odbruknęła z łaską, że coś znajdzie. Ponieważ zachciało mi się siku zapytałam ją gdzie są toalety. Powiedziała że muszę wyjść na zewnątrz, przejść przez trawnik i znajdę wychodek... No więc podkasałam sukienkę i zasuwałam przez tą trawę. Doszłam do jakiejś starej rudery, śmierdziało gorzej niż w ubikacjach na dworcu. Babci klozetowej nie było, ale pilnował tam taki wielki stary grubasek. Śmierdział jakby się rok nie mył. Denerwowałam się że pobrudzę sobie sukienkę.
No i się obudziłam. I oczywiście chciało mi się potwornie pić i siku
