Poszłam w nieco inną stronę, niż wiele Panien Młodych i, oczywiście, nie żałuję.
Wybrałam sobie lata 50-te. Może, po części, dlatego, że mam naturalne prościutkie, sztywne włosy i nigdy ich nie udało się zakręcić. W dniu ślubu chciałam wyglądać zupełnie inaczej i zaskoczyć nieco gości.
Z tym, że będę oryginalna zaskoczenia nie było (wiedziałam ile jest spekulacji na temat koloru sukni, stylu itd), ale nie spodziewano się, że będzie akurat tak.
Jedyną obawą moją było to, że będę wyglądać na osobę zimną i ostrą, trochę niedostępną i nie miłą. Skąd te obawy? Zawsze noszę ciepły makijaż, głównie oczu. A tu, niedość, że suknia srebrna, to jeszcze wyeksponowane, mocno pomalowane usta i eyeliner na powiekach.
Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne i wyglądałam... bardzo romantycznie.
Polecam Wam puścić wodze fantazji, spróbować uderzyć w lata 60-te, 70-te, w życie takich postaci jak Marylin Monroe, Gloria Swanson, Marlene Dietrich, Brigitte Bardot i inne. SAM SEX, ROMANTYZM, PIĘKNO, ORYGINALNOŚĆ...
A to ja:




