tak przy okazji to nawet dziwi mnie myślenie niektórych ludzi np moja koleżanka stwierdziła że nie będzie miała ślubu konkordatowego bo jak weźmie cywilny i kościelny to potem łatwiej będzie rozwód dostać
nie wiem ile w tym prawdy ale samo podejście jest dla mnie dziwne
No podejście dziwne, zwłaszcza gdy sie planuje slub. Choc z drugiej strony niby trzeba być przygotowanym na wszystkie ewentualności i nie .żyć w świecie widzianym przez różowe okulary...ale to już temat na inną bajkę
A co do rozwodu, to Twoja koleżanka chyba jednak nie ma racji. Niezależnie od tego, czy ślub jest konkordatowy, czy oddzielnie kościelny i cywilny, rozwód uzyskuje się w ten sam sposób. Świeckiemu sądowi koło tyłka lata (za przeproszeniem), w jaki sposób Twoja koleżanka weźmie ślub i to, że nie będzie on konkordatowy nie jest tu żadną okolicznością łagodzącą;-)
Urzędnikom kościelnym też lata
czy ślub kościelny był razem z cywilnym, czy osobno...z pewnych przyczyn można małżeństwo zawarte przed Bogiem unieważnić ( o tym juz pisałam) i tyle. Proces unieważniający jest dwuinstancyjny, przy czym druga instancja nie jest organem odwoławczym. Po prostu tak jest, mają być orzeczenia sądów dwóch instancji i mają być one zgodne. Jeśli są, to gicio; albo jest unieważnienie, albo go nie ma. Jeśli natomiast orzeczenia są przeciwne, sprawa wędruje do sądu w watykanie i tam ostatecznie wydawane jest orzeczenie i jest ono nieodwołalne.
A tak na zakońćzenie....wszystko to tylko tak dla poczytania, bo żadnej/ żadnemu z nas nigdy to się nie przyda