My już jesteśmy po trzecim spotkaniu... uffff....
Na początku było super - na pierwszym spotkaniu mieliśmy "psychotesty dla narzeczonych" i było sympatycznie, chociaż dłuuuugo....
Na drugim spotkaniu było małżeństwo - 3 dzieci, 4 w drodze

ale i tak fajnie opowiadali, tzn. my dostawaliśmy pytania np. co zrobić, żeby małżeństwo nie popadło w rutynę, albo co oznacza sakrament małżeństwa, albo co znaczy "w Trójcy jedyny"
I też było fajnie, tylko że dłuuuuuugo....
A na ostatnim miało być małżeństwo i mówić o dziecku w rodzinie, ale chyba coś się nie dogadali z księdzem, bo ksiądz przyszedł sam i rozdał nam pytania i sam prowadził. Generalnie mieliśmy gruntowną powtórkę z katechizmu...
I juz nie było tak fajnie, tyle, że dłuuuuuuuugo....
Jakoś tak męczy troszkę to siedzenie od 19.15 do prawie 21...
Jedyny pozytyw z ostatniego spotkania, to fakt, że podpytaliśmy księdza m.in. na temat spowiedzi - czy to prawda, ze ksiądz nie może "pytać o szczegóły"
Ksiądz nie chciał przyznać oficjalnie, że nie powinni o to pytać, ale dużo mówił o tym, jak powinno być w Kościele. M.in. przyznał, że karteczki do spowiedzi to przejaw braku zaufania do bądź co bądź dorosłych ludzi...
Nic to, jeszcze dwa spotkania... Najgorsze że przychodzi masa ludzi i zawsze znajdzie się ktoś kto lubi sobie "podyskutować" o teologii... Tylko, błagam, nie o takiej porze, po całym dniu pracy i biegania, załatwiania różnych spraw!!!
