Odliczanie czas zacząć

Przecież to już mniej niż 100 dni! Joj... a pamiętam jak było ponad 9 miesięcy do ślubu...
Ale po kolei. Najpierw trochę danych statystycznych i opis bohaterów.
Poznaliśmy się... ee

kiedy to było... W 2002 roku, czyli 5 lat temu...
Zaczęło się od tego, że na II roku studiów zmuszona byłam (a w zasadzie moi rodzice) do kupna komputera, a że żadne z nas się na tym kompletnie nie znało, to kolega kolegi Taty go załatwił. No i się zaczęło... Jakiż to był rzęch, to głowa mała! Szybko się okazało, że potrzebny będzie specjalista, co by mi to cholerstwo poustawiał, jak trzeba. Tata nie mając już zaufania do kolegi kolegi, poprosił pewnego młodego mężczyznę, który „leczył” komputery w jego firmie, żeby przyjechał do takiej jednej, biednej studentki, która już kota dostaje w akademiku. Tak poznałam Marcina. Ale, ale!! Przez następne 1,5 roku miałam Marcina za chama i prostaka! Matko, jak ja go nie znosiłam! I czułam, że z wzajemnością. Ale pomoc była potrzebna, więc kuliłam uszy i pisałam to na gadu, to na komórkę, że HELP!
Aż pewnego wieczoru, to był 14 października 2004, stwierdziłam, że skoro nie dane mi jest mieć sprawny komputer i już, tylko pewnie do końca życia będę do niego wołać Marcina, postanowiłam zaprosić ów speca na piwo z moją paczką przyjaciół, no bo może byśmy zaczęli (!) tą znajomość wreszcie po ludzku

No i wpadłam... po uszy, samo dno, jak śliwka... Się okazało, że Marcin faktycznie nie znosił do mnie przyjeżdżać... bo na moim biurku, tuż obok monitora, na który chcąc, nie chcąc musiał patrzeć, stało zdjęcie. A na zdjęciu ja i mój ówczesny partner! No szlag go trafiał. Bo, że porządny facet jest, nie chciał się wtrącać w związek, a ja dzielnie wciąż mu o sobie przypominałam
Wracając do tego wypadu na piffko... no zaiskrzyło tak między nami, że rynek we Wrocławiu lśnił jak w Sylwestra! Ale ja byłam świeżo po rozstaniu, więc się powstrzymywałam (o ja głupia i naiwna!). Przez kolejne 3 dni częstotliwość rozmów na gadu-gadu z Marcinem wzrosła o (liczę, liczę...) 4285 % !!

17 października Marcin zaprosił mnie na randkę. Byliśmy w 2 klubach jazzowych i było... cudownie! Ahh, świat wirował, ja razem z nim, zwłaszcza, że ok. 3 godziny w środku nocy siedzieliśmy na ławce pod akademikiem, wziął mnie na kolana i wtedy... aaa, motyle mnie zaraz zjedzą! Marcin widząc, że się ociągam, złapał mnie delikatnie za brodę i przyciągnął do siebie... ciekawe, że podczas tych setnych sekund zdążyłam mu jeszcze spojrzeć w oczy i stwierdzić, że to ja tu decyduję, kto kogo będzie całował

Pierwszy nasz pocałunek... do końca życia go będę pamiętać.
A potem to już sprawnie poszło. Bynajmniej się nie ociągałam

Bardzo szybko stwierdziliśmy, że kochamy się na zabój i że nie ma dla nas innej przyszłości, jak tylko wspólna! Po pół roku Marcin mi się oświadczył, ale o tym w następnym odcinku, ponieważ będą zdjęcia

„MUMINKI SIĘ POBIERAJĄ

” Dlaczego Muminki? No popatrzcie same (sami), kogo Wam przypomina Marcin?

Odkąd pamięta ma przezwisko Mumin

A w zależności od sytuacji jestem albo pani Muminkowa, albo Mała Mi...