Nasza historia rozpoczęła się około 2,5 roku temu... to był ostatni weekend września, ostatni weekend przed rozpoczęciem kolejnego roku akademickiego... Klub Medyk- nasza akedemicka spelunka w której bywałam sporadycznie i było to ostatnie miejsce, o którym pomyślałabym ,ze może zapoczątkować jakąś sensowną znajomość z... no własnie z nim... " tym wielkomiejskim snobikiem"... hihihihi nie do wiary, ale takie miałam wtedy o Miśku mniemanie i, mimo tego ,ze od 4 lat studiowaliśmy na jednym roku, nie mieliśmy nigdy okazji poznać się bezpośrednio- cóż specyfika naszych studiów(medycyna), poza tym Michał trzymał sztamę z pozostałymi Lubliniakami, ja jako ,ze przyjechałam do Lublina na studia z miasta oddalonego o 130 km trzymałam się z "przyjezdnymi "...
No więc, nie dość ,ze mało oczekiwane miejsce spotkania, w zupełnie niespodziewanym momencie( to było trzy miesiące po, tym jak zakończyłam b. długi związek i... normalną rzeczą było to,ze chciałam troszkę pożyc, wyszaleć sie, poznać nowych ludzi itd.)... no i poznałam...JEGO

Miałam mnóstwo obaw, "życzliwe koleżanki" nie ułatwiały, a tymczasem Misiek z dnia na dzień co raz bardziej zaskakiwał, kochał, nie odstępował ani na chwilkę(własciwie od początku mieszkamy razem), szybciutko rozwiał wszystkie wątpliwości i utwierdzał w przekonaniu, ze jest tą moją drugą połóweczką...
Minęło 2,5 roku. Miś jest świeżo upieczonym panem doktorem, ja świeżo upieczoną lekareczką, (poważni ludzie hihihihi)... i zastanawiamy się jak to możliwe , ze z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc kofffffffammyyyy się coraz bardziej i bardziej, że aż, aż, aż się wydaje, że już bardziej nie można?
