mysle, że warto tu napisac jescze kilka zdąn na temat miejsca naszego ślubu - mój A. wymyslil, a ja zaakceptowałam - nawet mnie urzekł ten pomysł - zeby slub nie odbywał sie w naszym kościele - tzn juz nei moim bo ja zminilam m-sce zamieszkania...ale w przyklasztornym kościołku w pieknej okolicy
A z tym pomysłem łączy sie oczywiście więcje szrpanini i begania za papierkami - ale mysle, że warto
A wię cwybralismy sie tam jednego pięknego dnia pooglądać...i spotkalismy siostrzyczke, ktróa tam sprzątała...zapytalismy sie czy obywają sie tu sluby itd..okazało się ze tak, ale nie często..i że trzeba miec zgode siostry przłozonej
tu nas troche zestresowało:)
W tym moemcie jakis kąg odezwął sie w kościołku - to wąłsnie sisotr aprzełożona wzywała zakonnice z która rozmawialismy..wiec powiedizął, zebysmy poslzi z nią...
Tam stanelismy przed okienkiem, z czarn a kotarą..i odbylismy krótka pogawędke z matka przłozoną. Jest to zakon klauzulowy - stąd zasłonka
Wyraziła zgode i powieidzła, ze reszte mamy uzgadniac z księdzem..Tu mój A. wykazał sie niesmowita aktywnościa w sprawach slubnych i od razu pobiegł do domku gdzie mieszkają księza i nacisnął guziczek do domofonu zanim zdązyłam poukłądac mysli
Otworzył ksiądz, jak potem sie okazało ojciec, o ciemnejszej karnacji niz przytsało na stadnadorwego polskiego księdza...
Był to ojciec John - misjonarz z Indii - rodowity hindus, któy teraz jest w tym kościólku na "placówce"....Okazął sie neisamowicie symaptycnzy, cąły czas się smiał.
Zgdoził sie od razu, wpisał nas w kajet, ale uprzedzi, ze jego polska biurokracja tak urzędowa jak i kościlena przeraza i prosił zebysmy wsyztskeigo dopilnowali bo on moze nie zauważyć pewnych drobiazgów
Od razu przydał nam do gustu...wpisał nas w kalendarz:)
Minusy: nie udzielał jescze w Polsce slubu - był tlyko kapłanem pomocniczym...no i mówi po polsku, ale bardzo charakterystycznei
Ale mysle ze doda to całej cermonii pieprzyku
hehehehe