Witam wszstkie forumkowe ciocie. Trochę mnie tu nie było.....i czuję się wam dłużna wszelkie nowinki jakie mnie zastały.
W czwartek, tak jak wam pisałam, byłam u lekarza. Wizyta ni była długa ale treściwa. Lekarz się zdziwił, że nie mam żadnych dolegliwoście typu: częstomocz, bolące piersi, mdłości. I sam stwierdził, że jest "ciekawe co tam siedzi"

- nio nie powiem, trochę mnie tym stwierdzeniem rozbawił. Właściwei jak spojrzałam na ekran monitora, to nie potrzebne były mi juz żadne potwierdzenia lekarza, bo sama na własne oczka zobaczyłam pęcherzyk płodowy, a wnim maleńką istotkę ( co ten net robi z ludzi

).
Cóż...jeszcze oboje nie zdązyliśmy się nacieszyć i osowoić z zaistniałą sytułacją jak ja wylądowałam w szpitalu. W niedzielę podczas obiadu u teśców zauważłam u siebie krwawienia. Szybki telefon do lekarza i już pół godziny później siedziałam w poczekalni do izby przyjęć. oczywiście jak każda kobieta w takiej sytułacji , będąca w pierwszym trymestrze ciąży, myślałam już o najgorszym. Naszczęcie lekarz przyjmujący mnie dosyć szybko zrobił USG i mogłam się uspokoić...maleństwo było ale...nie widać było jeszcze bijącego serduszka

Po rozmowie z nim wiedziałam już, że nie wypuszą mnie doputy krwawienie/plamienie nie ustąpi i nie przekonają się czy ciąża jest żywa.