Witajcie drogie koleżanki!
Wczoraj wieczorkiem wróciliśmy z "podróży przedślubnej" po Włoszech. Zrobiliśmy ogółem 6200km! Było bajkowo!
Jestem zakochana we Włoszech i na pewno tam wrócę!
Zwiedziliśmy Mediolan, Cinqueterrę, Pizę, Florencję, Rzym, Watykan, Neapol.
Neapol - C U D O !!! Tego miasta nie da się opisać. Kiedy go wspominam, w myślach mam posępny Wezuwiusz górujący nad miastem, Castel dell'Ovo, samochody, huk, harmider, klaksony i to wszystko, co składa się na urok Neapolu. Mam w myślach Piazza Vittoria i te ogromne drzewa bananowe, piękny widok na Zatokę Neapolitańską, wąskie uliczki Santa Lucia i rozkrzyczane Neapolitanki.
Rzym również powalił nas swoim wizerunkiem. Rzymianie mają ogród na dachu każdego domu, fontanny i rzeźby w każdym zakamarku, szczególnie tam, gdzie człowiek spodziewa się podwórka - studni. Rzymskie koty leżą wszędzie, wygrzewając się w słońcu. Rzymianie nie mają ani jednego paskudnego szklanego wieżowca. Nie sposób nie kochać Rzymu...
W Watykanie bylismy w środę gdzie akurat odbywała się audiencja! Aż mi ciary przechodziły po plecach!!! Plac przed Bazyliką św. Piotra robi wrażenie - jest otoczony ogromną ilością kolumn uwieńczonych postaciami świętych. Sama Bazylika również jest piękna. Wielkością bije na głowę wszystkie znane nam dotychczas kościoły.
Następnie pojechaliśmy na południe Włoch (miejscowości Manduria i St. Pietro) - do samego obcasa i i tam było chyba najpiękniej!
W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze republikę San Marino gdzie obkupiliśmy się w tani alkohol

Najbardziej zdziwiło nas to, że w każdym sklepie można było płacić złotówkami i prawie każdy tam mówił po polsku. Na koniec zostawiliśmy sobie Wenecję gdzie mój Marcin oświadczył mi się na placu św. Marka!
Dzięki otwartości mieszkańców zaczęliśmy czuć się we Włoszech jak w naszym drugim domu. Nie przeszkadzała nam nawet bariera językowa (wbrew pozorom niewielu Włochów zna angielski...) - ale w końcu do czego służą ręce? A czasami wystarczył po prostu zwykły uśmiech. Dużą przyjemnością, zwłaszcza dla smakoszy włoskiej kuchni, były codzienne odwiedziny w małych restauracyjkach i kawiarniach. Przekonaliśmy się że specjały z Pizza Hut z włoską pizzą mają wspólną jedynie.... nazwę. Kawa również nie miała sobie równych - w końcu Włochy to kolebka pysznego espresso i cappuccino.
Niesamowita atmosfera na ulicach i ten sposób życia - pelen luz, spotkania z przyjaciółmi do późnych godzin nocnych, gadatliwość, otwartość, wylewność, spontaniczność - nie będę nawet próbować porównywać do Polaków.

Bezpośrednie "Ciao" do nieznanej osoby, słońce, hałas niemiłosierny, kolory, kolory, kolory, cyprysy i zakurzone stopy, wszechobecne fontanny i maleńkie autobusy; zaułki, zakątki i zielone okiennice... ehhh długo by wspominać!
POLECAM WSZYSTKIM WŁOCHY!!!