dobrze dziewczynki juz piszę i przepraszam, że wczoraj nic nie napisałam, ale mężuś mnie porwał:)
Zacznę od tego że w ogóle w noc przed ślubem nie zmrużyłam oka. czułam takie motyle w brzuchu, że zaśnięcie nie było możliwe. gdy w końcu nastał ranek tato zrobił mi śniadanko i pilnował czy jem:) potem poejchaliśmy z rodzicami i świadkową do fryzjera, a następnie wylądowałąm u wizażystki. według mnie fryz i make up rewelacja:) nadmienię, że bieganie po mieście w welonie jest ciekawym przeżyciem
w domu byłam o godz. 13,00 tak więc wypiliśmy herbatkę i mama ze swiadkową zaczeły mnie ubierać. o 14,20 przyjechał po mnie mąż... to było dopiero przeżycie. miałam ciary na całym ciele gdy wchodził do domku, bo nie wiedziałam jak zareaguje na mój widok

jednak jego reakcja była bardzo typowa

lekki szok że ja to ja:) były buziaki, achy , ochy i takie tam
no i z hałasem klaksonów wyruszyliśmy do fotografa a tam było dopiero CUDOWNIE!!! co prawda zdjęć jeszcze nie widzieliśmy, ale to nie jest ważne. pan sławek jest wspaniełaym człowiekiem - tak rozluźnił atmosferę że poczuliśmy się jak prawdziwi modele. w ogóle trema gdzieś odeszła, bawiliśmy się wyśmienicie i dzięki panu sławokowi taaki nastrój utrzymał się do uroczystości zaślubin
