Zacznę od początku, żebyście wszystkie fakty kojarzyły

Co roku w listopadzie mój K. zabiera mnie do Wrocławia (uwielbiamy to miasto), średnio na jakieś 3-4 dni żeby odpocząć, zrelaksować się i spotkać się z przyjaciółmi

Na temat ślubu rozmawialiśmy wiele razy ale nigdy jakoś konkretnie

No więc jak co roku 12 listopad jedziemy do Wrocławia

piątek spotkanie z przyjaciółmi dużo %

W sobotę mój K. powiedział, że ma dla mnie niespodziankę

Nie wiem czy słyszeliście ale we Wrocławiu jest most Tumski tzw. most zakochanych. Przywiesza się do niego kłódki z imionami a kluczyk wrzuca do rzeki (wróży to nie rozerwalną miłość)

No więc K. powiedział, że pójdziemy kłódkę zawiesić

Poszliśmy na most K. mówi, żebym przywiesiła... zamknęła oczy, pomyślała życzenie i kluczyk do wody wrzuciła.....

zrobiłam jak prosił... (napomknę tylko, że na moście było mnóstwo ludzi), wrzuciłam kluczyk odwracam się do niego i....

, On na kolanach z pierścionkiem, ludzie klaszczą, sto lat śpiewają, zdjęcia robią... A ja w płacz... Zero ... słowa z siebie wydusić nie mogłam... K. się denerwuje nie wie, zadaje jeszcze razy pytanie "Natalio H..... czy zostaniesz moją żoną...?" a ja przez łzy w końcu wydobyłam z siebie słowo TAK
