Restauracja EuroClub, Szczecin, ul. Jagiellońska, róg Bohaterów Warszawy.
Był to nasz pierwotny wybór. Na plus należy zaliczyć bardzo smaczne jedzenie i ładny wystrój lokalu. Jednak współpraca z panią Jolantą - współwłaścicielką lokalu - to była droga przez mękę. Zaczęło się w momencie rezerwacji sali - początkowo pani J. mówiła, że sama rezerwacja terminu kosztuje 100 zł, zadatek w wysokości 1000 zł powinien być zapłacony później. Gdy zjawiliśmy się w restauracji z kwotą 100 zł, pani J. wyparła się wszystkiego ("Ja nic takiego nie mówiłam"), więc jak niepyszni wróciliśmy do bankomatu i przyszliśmy z 1000 zł zadatku (wiem, głupi byliśmy, że już wtedy nie odesłaliśmy jej na drzewo). Następnie razem z panią J. ułożyliśmy menu. Nie powiem, bardzo ładne menu, jednak cóż z tego, skoro w przesłanej nam propozycji pani J. zaoferowała po 1 (słownie: jednej) porcji 0,2 l soku, 1 porcji 0,2 l wody i 1 herbacie/kawie do wyboru NA CAŁĄ IMPREZĘ (środek lata!). Zmroziło nas to, tym bardziej, że na każdą osobę przeznaczaliśmy kwotę prawie 170,00 zł (początkowo 150,00 zł) - za takie pieniądze większość szczecińskich restauracji proponuje napoje zimne i ciepłe bez ograniczeń. Po wielu bojach i "zepsuciu takiego fajnego menu", jak to pięknie podsumowała pani J. , udało nam się wywalczyć wodę w dzbankach bez ograniczeń. Pozostałe napoje po przekroczeniu limitów miały być kalkulowane oczywiście wg cen z menu.
Kolejnym gwoździem programu było negocjowanie umowy. Po licznych fochach ("Państwo to musieli mieć bardzo złe doświadczenia z jakimś lokalem, że tak mocno negocjują Państwo umowę", "Taka impreza jak Państwa to dla mnie i tak żaden zarobek, bo ja robię imprezy za milion, dwa miliony") pani J. przeszła do kontrataku, robiąc o mnie wywiad gospodarczy (dosłownie wygrzebała w Internecie informacje o tym, gdzie pracuję i jaką działalność gospodarczą prowadzę po godzinach pracy), czym nie omieszkała się ze mną podzielić. Wtedy powiedzieliśmy "dość". Mając w pamięci kilkakrotne deklaracje pani J. , że w razie rezygnacji zwróci nam zadatek, postanowiliśmy zakończyć współpracę z restauracją EuroClub. Gdy zjawiliśmy się tam, aby przekazać tę jakże radosną dla obu stron nowinę, pani J. poinformowała nas, że aktualnie nie ma w kasie kwoty 1000 zł, aby nam zwrócić zadatek, uczyni to niezwłocznie, gdy tylko prześlemy jej numer konta. Zrobiłem to natychmiast po powrocie do domu. Wtedy nastała cisza. Dłuuuuga cisza. Dopiero, gdy - po kilku upomnieniach - napisałem do restauracji maila, że skoro przelanie pieniędzy jest problemem, to mogę zjawić się w lokalu i odebrać zadatek osobiście, pieniądze zostały zwrócone (aczkolwiek na plus pani J. trzeba zaliczyć, że zgodnie z prawem zadatku zwracać nie musiała).
Reasumując - na kontaktach z restauracją EuroClub straciliśmy mnóstwo czasu i nerwów. W efekcie na dwa miesiące przed ślubem musieliśmy szukać nowego lokalu. I znaleźliśmy - restaurację El-Greco na Łukasińskiego, którą ze spokojnym sercem polecamy wszystkim planującym niewielkie rodzinne wesele - ale to już temat na zupełnie inną opowieść. W EuroClub, jak też w należącym do tych samych osób "Kornerze" noga nasza i naszych znajomych nie postanie, choćby były to ostatnie knajpy w mieście.
