(dla cierpliwych..)
Długo, a nawet bym powiedziała bardzo długo wahałam się nad powrotem na to forum...

Zanim opiszę moją historię dodam tylko, że w momencie, kiedy zaczęłam coraz rzadziej tu zaglądać, niemal wszystkie dziewczyny, które tutaj poznałam, a które brały ślub przede mną lub w zbliżonym czasie, miały już dzieci, albo w ciąży były.. całe znajome mi osobiście towarzystwo przeniosło się do "bebikowa".. w końcu nie wytrzymałam..

i musiałam odejść.. a potem działy się w moim życiu przykre wydarzenia...
Przypomnę, że już jakoś na początku drugiego kwartału 2005 roku przestaliśmy całkowicie stosować jakiekolwiek środki antykoncepcyjne.. bardzo długo nic się nie działo... na początku się tym jakos szczególnie nie przejmowaliśmy.. to było bardziej na zasadzie.,, fajnie będzie, jak się pojawi.... minął jednak 5 rok studiów, 1 rok pracy, drugi i nic...
w końcu w połowie 2008 roku wybrałam się do lekarza.. po usg ginekologicznym stwierdził, ze to problemy z owulacją.. wróciłam do domu załamana.. ale jak się później okazalo.. gdybym wiedziała, co będzie dalej.. w ogóle bym się tym nie przejęła..
Dostałam tabletki, które brałam .. pomogły na owulację, ale tylko tyle..
Zrobiono mi badanie drożności jajowodów (które niestety też się dla mnie źle skończyły... gdyż za pierwszym razem po podaniu czegoś tam, prawie wylądowałam na podłodze.. generalnie pierwsze badanie sie nie odbyło, za to położyli mnie na prawie 4 godziny do łóżka bym doszła do siebie.. ponoć moja reakcja była mniej więcej jak 1/100 ) na badanie musiałam przyjechać innego dnia.. podali mi wówczas coś innego.. Na szczęście okazało się, że jajowody są drożne..
Wtedy przebadal się mąż.. niestety wyniki były kiepskie.. mała liczba plemników, mała ruchliwość, zniekształcone główki.. i stwierdzenie, ze nic się z tym zrobić nie da.. polepszą się same, albo i nie.. byłam już wyczerpana kilkuletnim oczekiwaniem, a to tylko pogorszylo moje samapoczucie..
Zaproponowano nam inseminację... była załatwiana przez lekarza telefonicznie, więc nie musiałam leżec na oddziale (co jak się później dowiedziałam jest praktykowane, ze pacjentka musi byc 2 dni)... aczkolwiek swoje też się tam naczekaliśmy, musielismy się przypominać..
generalnie miło tego nie wspominamy.. tym bardziej, że się nie udało..
ale cóż.. tabletki brałam dalej.. i próbowaliśmy sami..
W grudniu spóźniał mi się okres.. łudziłam się, że moze to ciąża, ale z drugiej strony bylam chora, brałam antybiotyk..i wiedziałam, ze różnie może być... no i po 5 dniach opóźnienia dostałam okres... z tym, że był cholernie obfity.. czegoś takiego wcześniej nie wiedziałam. No ale cóż.. zbliżaly się święta.. czas przykry,, bo znów życzenia i życzenia.. a mnie tylko chciało się płakac.
Jednak już w czasie świąt coś był nie tak.. pobolewał mnie brzuch.. pojawiły się jakieś plamienia.. naiwna zrobiłam testy ciążowy.. i wyszedł pozytywnie... zrobiłam drugi.. znów pozytywnie.. milion myli przebiegało mi po głowie.. wyliczałam sobie termin.. cieszyłam się... ehhh
no ale to krwawienie.. bóle, plamienie.. udałam się do lekarza....
Lekarka stwierdziła, ze nic tam nie widzi, ze proponuje zrobić betę i się pojawic... byl to okres pomiędzy swietami i sylwestrem, no ale jakoś to zrobilam.. test z bety wskazywał na ciążę, ona nic nie widziala.. Kazała poczekać, ponowic wyniki.
Jednak w Sylwestra ból się nasilił... 1 stycznia 2009 pojechałam do Szpitala Wojskowego (i nigdy więcej tam!!!).. mówię co i jak, pokazuję wyniki,, podaję terminy okresu, współżycia itp.
ogląda mnie lekarka.. nic nie wie.. ogląda mnie lekarz i twierdzi: "pani musiała poronić.. to krwawienie silnie to było poronienie.. ale proszę sobie za parę dni zrobic jeszcze betę, ja tu nic nie widzę"
Żadnego współczucia,, żadnej delikatności w słowach.. czułam się okropnie..to był koszmarny początek Nowego Roku, a jak się okazalo,, to nie koniec tej historii

Beta nadal się powiększała, ale niewiele.. mój lekarz robił badania, ale on stwierdził, ze to poronienie na pewno nie było.. sam nie wiedział co..
zgłupiałam do reszty. Ciągle miałam robione usg, które nic nie wykazywało..
W którys poniedziałek stycznia (13?) byłam na kolejnym badaniu, które znów nic nie wykazało.. lakarz mówi 'proszę przyjść za tydzień"..
Potem strasznie napuchły mi piersi, bolały okropnie... w czwartek udałam się znów do lekarza, Stwierdziłam, ze nie mogę czekać tydzień..
i lekarz dostrzegł to, czego się obawiałam.. diagnoza: prawdopodobnie ciąża pozamaciczna... skierowanie do szpitala..
Pojechałam do szpitala w Zdrojach.. bada mnie kilka osób, wpatrują się w monitor, badanie trwa i trwa,,,nic nie widzą.. szukają ii znajdują..
i tak zostałam przyjęta na oddział.. na nieszczęście po 2 godzinach trafiła mi się w sali pacjentka, jakoś w końcowej fazie porodu.. i podłączyli jej tkg.. i ja musiałam tego słuchać..

dopiero po dłuższym czasie jedna z pielęgniarek zorientowala się w sytuacji i sciszyła..
Następnego dnia trafiam na salę operacyjną.. ostatnie co pamiętam.. to moje łzy.. usnełam.. a gdy się obudziłam, nie mialam już w sobie tej małej istotki, na ktorą tak długo czekałam..
w dodatku lekarze się pomylili.. myśleli, że ciąża jest w prawym jajowodzie, a była w lewym.. więc nie tylko mnie podziurawili, ale i w końcu pokroili..
Długo dochodziłam do siebie.. kłopoty z powrotem do rzeczywistości po narkozie, "nauka" chodzenia.. problemy ze zrobieniem sobie herbaty (czajnik był zbyt ciężki).... ale wracałam do zdrowie..
najgorszy był powrót do pracy.. gdzie po miesiącu musiałam wrócić do przedszkola i nadal być dla dzieci uśmiechniętą i miłą panią.. to było cholernie trudne.. i jeszcze wysłuchiwać rodziców, że oni mają problem z dzieckiem, bo np. nie chce jeść, albo jest zazdrosne o rodzeństwo... a mnie się chcialo wyć.. co mialam im powiedzieć??
W sumie moja ciąża skończyła się zszytym jajowodem.. wiem, że mogło być gorzej, ale to, ze tak jest zawdzięczam sobie.. i swoim reakcjom na to, co się dzieje z moim organizmem.. Gdybym sama tego nie upilnowała, mogło byc gorzej.. dodam, ze w ciążę zaszłam 1 grudnia.. zaniepokoiłam się po 25 (wizyty w przychodni, potem szpital, później znów przychodnia)... a dopiero 16 czy 17 stycznia trafiłam na zabieg..
jakoś w maju czy w czerwcu zaczęlismy próbować znowu.. ale cała sytuacja odbiła się na mężu.. bał się, ze znów to się stanie,... zrobił badania.. wyniki były jeszcze gorsze, ale u mnie juz było lepiej...
Były testy owuacyjne,, oczekiwanie na seks w danym dniu.. obciążyłam tak mojego męża, ze kończylo się wszystko fiaskiem..
oddalilismy sie od siebie.. nie mielismy ochoty na seks.. doszło do tego, ze było to raz na miesiąc w wyznaczonym dniu... a, ze wiedział, ze musi sie postarac, to kończylo sie to niczym,. i tak jest od dłuższego czasu.. więc w takim wypadku marne są nasze szanse.
Teraz chcę się zgłosić do kliniki w Policach.. niech obejrzą wyniki, mąż musi swoje ponowić, ja tez w porobię jakies tam badania.. i zobaczymy czy będą szande chociaz na kolejne inseminacje..
Prośba oromna do wszystkich cierpliwych, którzy dotrwali do końca... ja juz nie mam siły walczyć, szukac, pytac...(tym bardziej, ze teraz jestem na etapie szukania pracy, bo umowa mi się kończy)... błagam.. niech ktoś mi powie jak się tam dostać.. jak to wygląda.. jak się umówić, z kim się skontaktować.. od razu mówie, ze raczej tylko ta państwowa klinika wchodzi w grę.. no chyba, ze mozna jakos gdzies raz sie umówic do kogod prywatnie, zeby potem zajął się nami w klinice..
proszę pomóżcie... ja juz jestem tak zdołowana.. nie chce mi się już nic... życie zawodowe lezy (4 lata pracy, 3 miejsca pracy i zawsze na zastępstwo), a moje marzenie nie chce się spełnić...
a poza tym.. to już tak dodatkowo... jak ja mogę być nauczycielem, skoro swojego dziecka nie mam? W dodatku muszę wysłuchiwać narzekac rodziców, ze oni to by chcieli drugie dziecko, no ale wie pani... zarobki zbyt małe, mieszkanie nieduże, a bo to pierwsze (np. 5 lat) jest za małe..
a ja muszę im współczuć i mówić, że ich rozumiem.. skoro ich nie rozumiem..
Ja wiem, ze gdy zajdę w ciążę nie mam nic i tracę wszystko (bo umowa na zastępstwo nic nie daje, zresztą teraz nie wiem, w ogóle co się trafi), ale mam to gdzieś.. teraz najważniejsze jest dziecko..
dlatego jeśli znajdze się tu ktoś, kto wie, jak mnie pokierować będę wdzięczna.. a może jest ktoś, kto miał inseminacje w policach..
jesteście moją ostatnią nadzieję...