Witam po długiej nieobecności. Jako, że nie ma działu dla tirów to się wbijam do ciężarówek. Może powinienem pozwolić żonie założyć ten temat. Ostatnio chyba nawet jakoś jej wspominałem. Ale bez zbędnych ceregieli. Jak to się zaczęło?
Ano zaraz po ślubie (w sumie to prawie 2 miesiące po, bo Zupcia nie do końca była pewna) zaczęliśmy się starać. Nie obeszło się bez wizyt u lekarza, jednego cyklu z Duphastonem itd. itp. W końcu wspaniałe CLO pomogło.
I tak 28.10.2009 byliśmy na pierwszej wizycie. Mamy zdjątko z USG, na którym nasz "Kosmita" ma 0,55 cm. Widać było bijące mini serduszko i Pani doktor stwierdziła, że wsio się jak na razie dobrze rozwija.
W środę idziemy na kolejna wizytę. Zobaczymy czego się dowiemy

. Mam nadzieję, że same dobre wieści.
Co do samej ciąży i samopoczucia mojej żony przy nadziei to już Ona sama może coś napisze. Jako mąż i winowajca mogę tylko powiedzieć, że
1. Humorki są

2. Huśtawka nastrojów to mało powiedziane - karuzela.
3. Zachcianki - o zgrozo

No i nie mogę przekonać żony, żeby w końcu poszła na to zwolnienie. Męczy się w pracy, ostatnio przez kilka dni bardzo źle się czuła, ale nie chce iść od razu na zwolnienie. To upór po dziadku na pewno

.
Póki co to tyle. Postaramy się zdawać relację na bieżąco.