Witam Was bardzo serdecznie

Opowiem troszkę jak to się wszystko zaczęło....
Razem z moim PM znamy się od zerówki! chodziliśmy razem do jednej klasy podstawówki, wówczas już wtedy coś tam zaiskrzyło, ale wiadomo jak to dzieciaki w tym wieku, to była pierwsza szkolna miłość. Podstawówka się skończyła i każde poszło do innego liceum, ale mimo to spotykaliśmy się w autobusie, podczas powrotów do domu. Dopiero tak oficjalnie zaczęliśmy się spotykać w drugiej klasie szkoly średniej, o tak jakoś tak wyszło samo. Pierwsza poważna miłość, pierwszy chłopak tak na poważnie, pierwsze wypowiedziane czułe słowa, spacery za rączkę. I tak już jesteśmy ze sobą prawie 8 lat

zleciało jak z bicza szczelił, wręcz nieprawdopodobne ale jednak

Bywały momenty kiedy było bardzo źle między nami i wówczas mówiłam że nie pasujemy do siebie i każde powinno iść w inną stronę, ale to zawsze mój K mówił że nieprawda że mnie kocha i nigdy nie zostawi

Przeszliśmy ze sobą bardzo wiele, życie niesie ze sobą ból i cierpienie, niestety i mnie to spotkało!
Trzy lata temu okazało się że musze się poddać operacji, w przeciwym razie może zakończyc się to dla mnie bardzo źle, nawet groził mi wózek inwalidzki. No i cóż nie było wyjścia, dwa lata temu zgłosiłam się na izbę przyjeć do szpitala oddalonego od mojego domu ponad 400km, zawiózł mnie tam mój PM i to był nasz najgorszy moment, kiedy zostawałam tam z myślą że będe sama a on odjeżdzał. To było pierwsze nasze takie rozstanie, chociaż nie mógł być ze mną fizycznie to był myślami, codziennie dzwoniliśmy i wysyłaliśmy smsy do siebie. Wspierał mnie że wszytko będzie dobrze. W ciągu mojego 5 tyg. pobytu w szpitalu przyjeżdzał do mnie jak tylko mógł, chociaż na te pare godzin żeby mnie zobaczyć. Jakoś to przetrwaliśmy i wróciłam po operacji do domu. Wracałam do zdrowia, gdy okazało się po paru zaledwie miesiącach że coś jest nie tak i wizyta kontrola w poradni tylko mnie w tym utwierdziła. Okazało się że po 8 miesiącach znów trafiłam na oddział do tego samego szpitala ale teraz na dłużej bo na 8 tyg. Moje Kochanie cały czas powtarzało żebym była dzielna, że tym razem będzie wszystko dobrze.
Kochane jestem już ponad 1,5 roku po drugiej operacji i mój K kocha mnie nadal, taką jaką jestem, jest ze mną, wspiera mnie, i prawie codziennie utwierdza mnie w tym że nie może żyć beze mnie
